Ryszard Bałabuch
Już czterdziesty drugi raz w lipcowe dni spotkała się gdzieś w Polsce grupa ludzi zgodna w istocie bycia i celu.
Tym razem za obiekt poznania bo taki jest zamysł i cel twórców i organizatorów Ogólnopolskiego Wysokokwalifikowanego Rajdu Pieszego
wzięto część naszej ojczyzny, co zwie się Jurą.
Moje OWRP
Jura 2001
Ja tę formę poznania przez OWRP przyjąłem ponad ćwierć wieku temu. Część poznanych już terenów była geologicznie sąsiedzka do tegorocznych. Ale szczegóły a to jest urok i cel poznania inne.
Dużo, dużo się przez te ćwierć wieku zmieniło. Inny jest kraj i ja. Tylko kolor geologiczny jest ten sam biały.
A w lecie, przy pełni kolorów na powierzchni MATKI-ZIEMI jest pełny pogodny. Ci, z którymi przez tyle lat w lipcowe dni wędrujemy, by poznać i umiłować JĄ, są czasem zmienieni.
Tylko mają swoje wnętrze bez zmian. Duch trwa tak dziś, jak i przed laty.
Forma wędrowania to, co ciągnie na letnie poznawanie jest taka sama. Zmieniła się technika, bo czas mija i nie wraca.
Inni uczestnicy, inne sposoby wędrowania, inne drogi, ścieżki i szlaki, inne mapy.
Ja chciałem na trasie, którą wybrałem z wielu, zobaczyć, poznać i dotknąć Jury. W tej części, która jest mniej poznawana.
A też jest urocza: trwające mimo mody na nowe słynne kościółki drewniane w Kadłubie i Popowicach.
Ogromne dzięki za umożliwienie ich poznania organizatorom i administratorom. Rzeka z hymnu kilkakrotnie przekraczana.
Pełna wody, cywilizacją nie napełniona. Jej zakola i Park Załęczański. Chwile zadumy w nieczynnych wapiennikach to też znaki czasu.
"Pożeranie" skał jurajskich w Działoszynie i Rudnikach, by zakończyć techniczną działalność też skałą: cementem, betonem.
Spotkanie z Jurą i młodymi ludźmi, którzy poznają jej wnętrze: jaskinie i lica skałki.
Ich twarze z emocjami w oczach po dopiero co poznanej jaskini czy skałce.
Cały ciąg Orlich Gniazd. I tych do dziś dumnie stojących na skale, i tych, które skryły się w zieleni,
z dala niewidocznych, a z bliska niedostępnych, bo: teren prywatny.
Najbardziej w pamięci będę miał obraz spektakl cały. Gdy po dniu marszu z dokładką zwiedziłem zamek symbol Ogrodzieniec. Kolega przewodnik oprowadzał i opowiadał. Nie było przeszkodą, że deszcz był za darmo, zwiedziłem poznałem aż do spągu. A jak wróciłem do miejsca, gdzie czekał rozbity wcześniej namiot... To dopiero był teatr, taki, jaki mógł dawno temu oglądać Aleksander Janowski.
Natura dała widowisko, podczas którego raz jeszcze zrozumiałem sens i moc wyboru tego, co zostało po Włodkach,
Bonerach, Firlejach, na godło dla tych, którzy chcą poznawać. Woda i światło, wiatr i grzmot to była przyrody scena.
A ja puch marny stałem w oddali i nic to, że mokłem.
Inne chwile: Częstochowa zobaczyłem, że to nie tylko Jasna Góra. Ale też miasto z katedrą i innymi kościołami, gdzie żyją normalni ludzie, a nie tylko przyjeżdżają pielgrzymi. Co dalej... korekta do pobranej w szkole przed laty wiedzy: nie ma już Pustyni Błędowskiej. Człowiek i przyroda (a może odwrotnie) zabliźnili to, co było dla ludzi przed laty "dziełem postępu".
To było dla oczu i ducha. A ciało smak? Już na początku organizatorzy dali i to do woli "prażonek" specjału regionalnego, który niech trwa i wygrywa z McDonaldem i KFC. Bo jestem w Polsce, a nie na Manhattanie.
To też będzie wspominane przez lata. Tegoroczne wędrowanie było takie, że "się nie kurzyło". To nie przeszkadzało iść. Byłem, bo chciałem tam być. A pogoda jest przecież nie zawsze jak w folderze.
Na OWRP jest czas na spotkania ze znajomymi, wymianę poglądów o formie i organizacji tej imprezy. Jak one przez lata się zmieniają. Czas i cywilizacja wpływają na poznanie. Są tacy, co zaliczają trasy, i tacy, co poznają, jak przed laty. Tym pierwszym nie przeszkadza długość dziennych przejść. Oni są nowocześni w zaliczaniu. Ci tradycjonaliści, a ja jestem wśród nich, dokładają do trasy okolice, o których się wie, że warto jak się jest tak blisko dotknąć.
Inny temat to uczestnicy, którzy są na obozie wędrownym. Jak się to ma do "W" w nazwie rajdu? Też będą nowocześni lub zrażeni do takiego poznawania.
Jak to wpływa na młody organizm, to czas pokaże.
Może dla nich, a jest ich coraz więcej, zaproponować szkolną trasę. By byli wśród rówieśników, a nie z "nietoperzami", jak mówił ks. Jerzy będący na mecie w Łazach. Może przydałaby się szersza dyskusja, jak w XXI wieku realizować myśl ideę z XIX wieku.
Dziś jesteśmy wolni w wolnej Polsce. Przed nami europeizacja i globalizacja. Czy nasze wnuki będą chciały tak jak my poznać i miłować? Czy im będzie to potrzebne, w czasach seriali TV i Internetu? Czy będzie czas na takie deptanie MATKI ZIEMI? Tak można pytać i pytać.
Ja wiem, że za rok będę szedł ze znajomymi i wspominał za mistrzem: Ile razem dróg przebytych? Ile ścieżek przedeptanych? Tak... Tak.
W to wierzę. Bo za rok Warmia, Mazury i Pranie.
Źródło: "Gościniec" nr 4/2001