XLIV OWRP'03 Szamotuły 5-19.07.2003

TRASA NR 1 - "PIASTOWSKA" (o długości 301 km), skusiła nas pięknymi jeziorami, spływem kajakowym, zabytkami, a przede wszystkim Biskupinem i Gnieznem.
Kościół Św. wawrzyńca w Słupcy
Słupca - Plac Wolności
Do Słupcy, miejsca startowego naszej trasy, zjeżdżaliśmy grupkami już w piątek - ja z Jeleniej Góry z przesiadką we Wrześni. Gdy w Słupcy wysiadłem z pociągu, nieco się zdziwiłem. Po drugiej stronie torów jak okiem sięgnąć łany zboża, wokół stacji kilka domków... A z map i opisów w internecie wynikało, że Słupca to spore miasto. Poczekałem chwilę na przyjazd pociągu z drugiego kierunku i większą grupą ruszyliśmy uliczką. Część z nas skorzystała z uprzejmości miejscowego kierowcy, który przyjechał na spotkanie naszej koleżanki - rajdowiczki i podwiózł nam przede wszystkim spore bagaże. Minęliśmy zakręt uliczki i dopiero zobaczyliśmy, że Słupca to jednak spore miasto. Dalej przeszliśmy przez dwa sąsiadujące ze sobą, ruchliwe ronda i ulicą biegnącą pośród bloków jakiegoś osiedla doszliśmy do szkoły, przy której zlokalizowany był wstępny nocleg. Punktem orientacyjnym w mieście jest wysoka metalowa wieża ciśnień. Po rozbiciu namiotów za wielką, nową hala sportową - chlubą miasta, ruszyliśmy zwiedzać Słupcę. Przeszliśmy aż do parku na skraju miasta, skąd przegonił nas deszcz. Przelotne opady towarzyszyły nam zresztą cały czas, choć przeplatane były słońcem - na pierwszym ze zdjęć widać tęczę. Obejrzeliśmy potężny, gotycki kościół Św. Wawrzyńca i próbując zjeść coś z miejscowej kuchni przemierzaliśmy uliczki w centrum, jednak poza barami odgrzewającymi dania w mikrofali trafiliśmy tylko na jakąś restaurację w rynku (plac Wolności), gdzie wybraliśmy w końcu schabowszczaka. Wieczorem wspomniany wcześniej miejscowy kierowca przywitał nas gościnnie: ciastem i winem... Spać poszliśmy z lekkim niepokojem obserwując zainteresowanie miejscowej młodzieży naszym obozem.


Front pałacu w Ciążeniu Pałac w Ciążeniu od strony ogrodu
W nocy była burza, dzień (sobota) rozpoczął się nieciekawie - deszczem. Część z nas miała dziś pojechać na wycieczkę autokarową m.in. do Lichenia, pozostali mieli być podwiezieni do Ciążenia i dalej przez Ląd wracać do Słupcy. My znaleźliśmy się w tej drugiej grupie. Dawny pałac biskupów poznańskich,
Wejście na prom... ... i na promie
W oddali zespół pocysterski w Lądzie Fasada kościoła w Lądzie
obecnie dom pracy twórczej Poznańskiej Biblioteki Uniwersyteckiej (w środku zbiory masoników), obejrzeliśmy tylko z zewnątrz. Podczas gdy przymierzałem się do zrobienia zdjęcia wszyscy gdzieś zniknęli, po zwiedzeniu przypałacowego parku (znowy zaczęło padać) dalej podążliśmy już tylko naszą grupą: Antoś jak zwykle drużynowy, Marta z mamą Jadzią, Karolina i ja. W Ciążeniu zaliczylismy jeszcze lody, potem czekała nas niespodzianka - przeprawa przez Wartę promem "Wiesław" (opłata 1 zł za osobę). Następnie pięknymi nadwarciańskimi łąkami skierowaliśmy się do Lądu. Po drodze, naprzeciw Policka, mijaliśmy samotne gospodarstwo, przy którym mieliśmy zabawne zdarzenie: przyplątał sie do nas szczeniaczek - wilczurek. Dwa razy odprowadzaliśmy go do tego samotnego domu,
Kościół Św. Leonarda w Słupcy
do właścicielki staruszki i za każdym razem spryciarz jakoś się urywał. Już myśleliśmy, że trzeba go będzie przygarnąć pod namiot. W końcu jakoś doszliśmy bez pieska do mostu na Warcie, gdzie po drugiej stronie z daleka widoczne były wieże kościoła zespołu pocysterskiego. Po zwiedzeniu zabytków, zmarznięci i przemoczeni zdecydowaliśmy się wrócić do Słupcy PKS-em. Na miejscu podeszliśmy jeszcze rzucić okiem na drewniany, XIV-wieczny kościół pw. Św. Leonarda, a późnym popołudniem wraz z grupą, która wróciła z wycieczki autokarowej, zwiedziliśmy miejscowe muzeum.

   2. ODPRAWA   



Ledwo widoczny tajemniczy wagon w Niezgodzie
Następny dzień (niedziela) przywitał nas umiarkowaną pogodą. Cały nasz wczorajszy skład zdecydował podjechać PKS-em do miejscowości Niezgoda. Niewiedząc jak to miejsce wygląda oczywiście przegapiliśmy przystanek i po dopiero chwili alarmowaliśmy kierowcę do zatrzymania.
Niezgoda - rozstaje Niezgoda - na zielonym szlaku
Cofnęliśmy się i skręciliśmy z głównej szosy w stronę wsi (po drodze minął nas samochód kadry kierowniczej). Na jej końcu, opodal boiska piłkarskiego, minęliśmy jakiś nie zaznaczony na mapie tor kolejowy, chyba nieczynny, bo stał na nim samotny opuszczony wagon. Za przejazdem kolejowym drugie boisko, ciekawe po co w takiej małej wiosce dwa boiska? Na rozstajach skręciliśmy w stronę Polanowa i zielonego szlaku. Trochę dalej, już w lesie, spotkaliśmy zbłąkanego kierowcę, który szukał drogi do Mieczownicy.
“ Kamienna narada “ w Polanowie
Mam nadzieję, że dobrze go pokierowaliśmy. W południe zrobiło się parno, coś wisiało w powietrzu. My doszliśmy w końcu do Polanowa, a właściwie przysiółka o tej nazwie - wieś była dalej. Idąc początkowo szutrówką liczyliśmy na jakiś sklepik, o barze nie wspomnę, ale niestety... Gdzieś między przysiółkiem a wsią zrobiliśmy postój. Okazało się, że z kupy kamieni, na których siedzieliśmy, widoczne jest już jezioro Powidzkie. To dodało nam skrzydeł. Gdy dochodziliśmy do Polanowa, a przed nami roztaczał się już widok na jezioro w pełnej krasie, nadciągnęła burza z potężną ulewą. Trochę zmokliśmy, ale zanim doszliśmy do Powidza, burza przeszła.
Przystań w Powidzu Plaża w Powidzu
Przy wejściu do miasta minęliśmy cmentarz na stromym pagórku. Potem na rozwidleniu dróg, jeszcze przed centrum, wreszcie natrafiliśmy na sklep, w którym moglismy ugasić pragnienie...
Powidzki rynek
Powidz ul. Warszawska

Po "ugaszaniu" pobieżnie zwiedziliśmy miasteczko, a następnie udaliśmy się do ośrodka nad jeziorem, gdzie przewidziany był nocleg. Miejsce pod namioty na spłaszczeniu między drzewami rosnącymi wzdłuż brzegu (prawdopodobnie pozostałość po dawnej promenadzie) nie było zbyt ciekawe - było ciemno i wilgotno. Następnie udaliśmy się na zwiedzanie okolicy, a przy okazji namierzenie jakieś jadłodajni. W końcu wylądowaliśmy pod parasolami na terenie ośrodka, tu także po raz pierwszy spróbowaliśmy ciemnego piwa z browaru Fortuna. Wieczorem przewidziane były dodatkowe atrakcje: ognisko, wizyta miejscowych włodarzy, konkurs krajoznawczy i występ zespołu "Kryształek" z Wrześni (strona nie istnieje, link do wersji archiwalnej na Waybackmachine). Z tego wszystkiego najlepszy był występ.
Autograf :)
Szczerze mówiąc spodziewałem się jakiegoś folkloru, a tu zagrali rock'a i to w niezłym wydaniu. Dodam jeszcze, że towarzyszyła nam Fortuna...

   3. ODPRAWA   



Zrujnowany wiatrak w Powidzu
Budynek stacji kolejki wąskotorowej
W poniedziałek rano zaplanowane było zwiedzanie jednostki wojskowej w Powidzu. Karolina i ja postanowiliśmy zrezygnować z tej atrakcji i wcześniej wyjść na trasę. Idąc zielonym szlakiem przy ulicy kolejowej minęliśmy budynek stacji kolejki wąskotorowej, a po chwili zrujnowany wiatrak. Potem zostawiliśmy po lewej stronie tereny jednostki wojskowe i dalej, asfaltową drogą pośród łąk, przez dłuższy czas wędrowaliśmy wzdłuż torów kolejki. Po jakimś czasie asfalt skręcił w prawo, tory w lewo, a my polną drogą minęliśmy jezioro Niedzięgiel i zostawiając za sobą kilka wsi doszliśmy do Skorzęcina. W miejscowym sklepie pokrzepiała się chyba większość naszych rajdowiczów. My zdecydowaliśmy się obejrzeć słynne wczasowisko. Skręciliśmy więc w prawo i po dwóch kilometrach stanęliśmy u jego bram - dosłownie: przy wjeździe na jego teren była brama, wówczas otwarta dla wszystkich. "Skorzęcin Plaża" to właściwie małe miasteczko przypominające nadmorskie kurorty. Ośrodki umiejscowione są tu jeden przy drugim, pub stoi przy pubie, frytki i inne "atrakcje" co krok.
Skorzęcin - plaża Skorzęcin - molo... ... i widok z mola
Trzemeszno - brama alumnatu Trzemeszno - Bazylika Trzemeszno - Bazylika od strony jeziora
Tylko pogody tym biednym wczasowiczom brak...
Pokręciliśmy się trochę, w końcu jak spojrzałem na mapę, to okazało się, że mamy przed sobą jeszcze 2/3 drogi, a zrobiło się popołudnie. Postanowiliśmy więc podjechać nadkładając sporo drogi, bo PKS-em do Gniezna, a stamtąd pociągiem do Trzemeszna. I w ten sposób znaleźliśmy się u celu, jednak nadspodziewanie szybko, więc zaoszczędzony czas wykorzystaliśmy na zwiedzanie miasta. Po rozbiciu namiotu przy Szkole Podstawowej nr 1 przeszliśmy miasteczko wzdłuż i w szerz, zaglądając nawet nad zarośnięte trzcinami brzegi jeziora Trzemeszańskiego. Ciekawostką był wówczas w Trzemesznie piesek, który chyba porzucony przez włascicieli miał swoje legowisko pod pomnikiem znajdującym się na skwerze przed Bazyliką, a okoliczni mieszkańcy troskliwie się nim zajmowali...

   4. ODPRAWA   



Bazylika w pełnym słońcu Skwer z pomnikiem i pieskiem
Wydartowo - kuźnia Kościół w Dusznie
Pomnik Kilińskiego w Trzemesznie
Wtorkowy poranek rozpoczął się przepięknym słońcem - różnicę widać także na zdjeciach. Po zwiedzeniu Bazyliki pw. Wniebowzięcia NMP i jeszcze jednym spacerze po miasteczku połączonym z zakupami wyruszyliśmy (Karolina i ja) na trasę. Początkowo żółtym szlakiem, po 2 km mieliśmy przeskoczyć na czerwony, ale oczywiście go przegapiliśmy i w końcu do Wydartowa dotarliśmy asfaltem. Tu przy skrzyżowaniu zabytkowa kuźnia i zagubiony szlak, a opodal w Dusznie neogotycki kościół i najwyższe wzniesienie w regionie: 167 m n.p.m.
Przyjma - kopalnie soli Przyjma - kopalnie soli
Niestronno - kościół św. Michała Niestronno - kościół św. Michała
Dalej polnymi, nieznakowanymi drogami w stronę Przyjmy. Gdzieś w okolicach Ignalin plątanina dróg i ścieżek wymusza na nas szukanie "języka". Przez jakiś czas wędrujemy wraz z nieznanym mi z imienia i nazwiska rajdowiczem - "wąsaczem" (tak sobie go w myślach nazwałem). W Przyjmie zaczyna się asfalt. Z lewej strony mijamy liczne szyby kopalni soli wydobywanej z użyciem wody. Pierwszy sklep od Trzemeszna spotykamy w Palędziu, a w nim gromadę rajdowiczów. Koło kościoła na skarpie skręcamy w stronę Niestronna, gdzie znajduje się drewniany kościół św. Michała i 3 sklepy - wszystko zamknięte... Następny skok do leśniczówki Bełki, gdzie porzucamy wreszcie szosę i wkraczamy na ostatni,
Ośrodek “U Holendrów“ “Świat bajek“
Nasz obóz... ...nad jeziorem Oćwieka
Folder ośrodka w Gąsawie, str. 1 (2003) Folder ośrodka w Gąsawie, str. 2 (2003)
jak nam się wydaje, krótki etap dojścia do mety etapu. Okazuje sie jednak, że w stosunku do mapy szlak zmienił przebieg i idziemy dwa razy dłużej niż się spodziewaliśmy. Gdyby nie zmęczenie, to przyjemny byłby ten marsz lasami, w końcu jednak dobijamy do Letniska - części Oćwieki, do pola namiotowego "u Holendrów". Jest to miejsce fenomenalne dla dzieci. Właściciele kempingu stworzyli tu "Świat bajek": ogród i zarazem plac zabaw z mnóstwem bajkowych postaci i gadżetów. Poza tym nareszcie można napić się piwa i coś zjeść. Biwak mamy nad pięknym jeziorem Oćwieckim. Nieco dokuczliwy staje się brak prądu w ośrodku i związana z tym posucha w kranach - podobno skutek burzy, choć niektorzy skłonni byli przypisać ten stan rzeczy oszczędnościowemu działaniu gospodarzy. Jednak te drobne kłopoty nie były w stanie zmącić naszego zauroczenia tym miejscem, zresztą popularnym wśród turystów.

   5. ODPRAWA   



Przed Gąsawą Gąsawa - kościół św. Mikolaja Stacja “Gąsawa“
Również środa rozpoczęła się słonecznie, tego dnia w pierwszym etapie mieliśmy przejść do niedalekiej Gąsawy. Część rajdowiczów poszła najkrótszą drogą - asfaltem. My w Oćwiece zgodnie z przebiegiem szlaku skręciliśmy w prawo i w niedługim czasie staneliśmy na rozstaju dróg na skraju lasu za wsią. Przydała się lornetka do wyznaczenia kierunku - przed nami były tylko łąki i pola oraz tu i ówdzie rosnące pojedyńcze drzewa.
Z kolejki widoczny Biskupin Widok z okna “expresu“
Skansen w Wenecji Nowy maszynista?
Wenecja, ale zamiast gondoli - lokomotywa Ruiny zamku w Wenecji
Gdy dochodziliśmy do Gąsawy, opadły już mgły, wyschły łąki, a powietrze stało się ciężkie i duszne. Zwiedziliśmy miasteczko, zrobiliśmy zakupy i podążyliśmy na stacyjkę kolejki wąskotorowej. Tu przyszło nam czekać na przyjazd ciuchci dłuższy czas. Oczekując przeczytałem regulamin, który mówił m.in. że zabronione jest... zbieranie grzybów podczas jazdy. W końcu przyjechała i ponad setka ludzi z naszej trasy zapakowała się do środka. Wszyscy byli niepocieszeni, że konduktor widząc taką gromadę wydawał tylko zbiorcze, mało efektowne bilety. Jadąc “Expresem“ widzieliśmy po drugiej stronie jeziora Biskupin, jednak najpierw czekała na nas Wenecja. Zwiedziliśmy Muzeum Kolejki Wąskotorowej, poprostu raj dla dzieci, także tych dużych. Do zdjęcia pod tablicą z napisem “Wenecja“ ustawiła się mała kolejka. Potem raptem wszyscy zniknęli, pewnie ruszyli na trasę, my spokojnie przeszliśmy do zamku - siedziby “Krwawego Diabła Weneckiego“, i dalej w stronę Biskupina szosą, wzdłuż której biegły tory kolejki. Do Muzeum Archeologicznego dotarliśmy, gdy inni OWRP-owicze już z niego wychodzili.
W drodze do Biskupina Biskupin Dekoracje do “Starej baśni“
Biskupiński woj Widok na Biskupin Expres Gąsawa - Wenecja
Uliczka
Do tej pory to miejsce kojarzyło mi się bardzo poważnie - z zamierzchłymi początkami Polski i całość na pierwszy rzut oka nawet robi wrażenie. Jednak przy bliższym przyjrzeniu się trochę razi jarmarczność np. w prastarej osadzie jedną z większych atrakcji są... dopiero co wybudowane dekoracje do filmu “Stara baśń“!!! To chyba nieporozumienie!!! Później okazało się, że taki oczekiwany przez nas poważny charakter ma Ostrów Lednicki. Spacerując pomiędzy chatami natknęliśmy się na ochroniarza - oni powinni być ubierani w stroje z epoki ;) W końcu powędrowaliśmy do portu żeby zafundować sobie rejs stateczkiem po jeziorze wokół półwyspu. Tu mielismy miłe spotkanie z przewodniczką, która rozpoznając nasze OWRP-owskie emblematy zawołała, że będzie nas oprowadzać po Gnieźnie. W międzyczasie zachmurzyło się, zaczęło padać i zrobiło się zimno. Po zrobiebniu rundki po jeziorze zeszliśmy z pokładu zmarznięci i korzystając z przerwy w deszczu przeszliśmy do miejsca startu - Gąsawy. W miasteczku na ryneczku spotkaliśmy innych rajdowiczów.
... skusiły wielu
A na deser zachód słońca
Wieczorne kąpiele...
Kościół w Rogowie
Czyste Jezioro Rogowskie
Uciekając przed ulewą wszyscy załadowali się do autobusu PKS do Rogowa wypełniając go do tego stopnia, że my nie zmieściliśmy się. Pojechaliśmy następnym. W Rogowie zrobiliśmy zakupy i poszliśmy szosą w stronę jeziora Rogowskiego, po drodze mijając kościół pw. św. Doroty. Za zakrętem weszliśmy w las i zaczęliśmy się rozglądać za zejściem z asfaltu w prawo, gdzie na krańcu półwyspu głęboko wcinającego się w jezioro zlokalizowany był nocleg - w kronice zapisano: “gospodarstwo Pana Jerzego Dorabiały, ul. Kościelna 1. Widząc w oddali ludzi skręciliśmy w pierwszą drogę, ale okazało się jednak, że to tylko jacyś zmotoryzowani biwakowicze. Cofnęliśmy się, a nasze zejście znaleźliśmy kilkaset metrów dalej, oznaczone zresztą kartką ze strzałką. Ośrodek w promieniach tak oczekiwanego słońca okazał się rewelacyjny! Sporo miejsca na namioty, izolacja od cywilizacji, kiosk z prowiantem, grilem i piwem, poza tym otaczająca nas cisza i czysta woda. Wielu z nas skorzystało wieczorem z ciepłej wody w jeziorze. Potem był zachód słońca i zapłonęło ognisko...

   6. ODPRAWA   



Rzym bez paszportu Nad Jeziorem Zioło
Następnego dnia (czwartek) pogoda w dalszym ciągu nas nie rozpieszczała. Poranek wprawdzie był pogodny, ale już coś wisiało w powietrzu. Na początku trasy mieliśmy kolejną podróż zagraniczną bez paszportu, znowu do Włoch - po Wenecji wizytę w Rzymie. Potem przeszlismy przesmykiem między jeziorami Zioło i Dziadkowskim do Dziadkowa. W Dziadkowie nad upalnymi łąkami zaczęły wzbierać chmury, jednak aż do sklepiku w Mielnie uchodziło nam na sucho. Tu spotkaliśmy sporą grupę OWRP-owiczów posilających się i gaszących pragnienie. Przeczekalismy pierwszą nawałnicę i w deszczu przeszliśmy na drugą stronę ruchliwej szosy - krajowej “piątki“ (tu odcinek Gniezno - Żnin).
Jezioro Głęboczek Leśniczówka Brody
Po drugiej stronie minęliśmy jakiś zajazd ładnie położony w pobliżu jeziora Głęboczek. Potem zielonym szlakiem wzdłuż Wełny przeszliśmy do leśniczówki Brody. Strasznie nam się dłużył ten odcinek, szlak kluczył wśród leszczyn, w końcu gdzieś za jeziorem Ławiczno wogóle go zgubiliśmy. Komary strasznie cięły, więc testowaliśmy na sobie kupiony przez Antosia spray na komary - był dość skuteczny. Później okazało się, że w tych leszczynach były także kleszcze. Po wyjściu z lasu nieco się rozpogodziło, my powędrowaliśmy przez Łabiszynek do Goślinowa, gdzie na boisku przy świetlicy wiejskiej mieliśmy pole biwakowe. Po rozbiciu namiotów najpierw poszliśmy na rozpoznanie do wiejskiego sklepu, potem wybraliśmy się do baru znajdującego się przy sklepie. Tu przy piwie rozmawialiśmy z miejscowymi o ich pracy, a także o tajemniczych kręgach robionych w zbożu przez UFO w niedalekim przecież Wylatowie. Narzekali, że ubezpieczyciele nie chcą wypłacać odszkodowań za szkody poczynione przez "obcych" :) Gdy wracaliśmy z nieba lunęła taka ulewa, że ciężko było wysunąć nos spod drzewa, pod którym się schroniliśmy. Karolinę uratował nieznany nam z imienia rajdowicz, który z parasolem czekał na mający za chwilę nadjechać samochód ze znajomymi. W momencie kiedy on odprowadzał Karolinę, to kierowca oczekiwanego samochodu przegapił obóz i przejechał dalej. Później słyszeliśmy, jak w namiocie obok (był naszym sąsiadem) opowiadał tym znajomym o tym, jak nas ratował z ulewy. Choć powinienem napisać: ratował Karolinę, bo ja przemokłem do suchej nitki. Wieczorem musiałem poprosić Stasia z Olsztyna - w “cywilu“ lekarza - o susunięcie kleszcza, który dopadł mnie chyba gdzieś nad Wełną.

   7. ODPRAWA   



Rynek w Gnieźnie Kościół o. Franciszkanów “Krąg darczyńców“ Pożegnanie z przewodnikiem Kościół Świętej Trójcy
W mglisty piątkowy poranek ruchliwą szosą (gdańską) wyruszyliśmy na podbój Gniezna. Minąwszy przedmieścia zatrzymaliśmy się na śniadanie przy jakimś osiedlowym pawilonie. Tu także zwabiły nas zapachy dolatujące z cukierenki. Humor poprawiły nam nie tylko słodycze, ale także coraz bardziej rozpogadzające się niebo.
Katedra od strony ul. Tumskiej Katedra i pomnik Bolesława Chrobrego Ołtarz na Wzgórzu Lecha
Nieśpiesznie udaliśmy się do centrum, pobieżnie zwiedzając Starówkę - w końcu zbiórka na znajdującym się opodal siedziby Oddziału PTTK i Katedry parkingu przewidziana była dla nas na godzinę 11:30. Potem wraz z przewodnikiem zwiedziliśmy ołtarz na północno zachodniej stronie Wzgórza Lecha, znajdującą się nad nim Katedrę z ołtarzem z relikwiami św. Wojciecha i słynnymi Drzwiami Gnieźnieńskimi, a także Muzeum Archidiecezji Gnieźnieńskiej. W końcu przeszliśmy deptakiem - ul. Tumską - do Rynku z pięknymi klasycystycznymi kamieniczkami, gdzie także w odnowionej nawierzchni znajduje się “krąg darczyńców“ tego remontu. Po rozstaniu z przewodnikiem wstąpiliśmy do jednego z ogródków, oczywiście zakosztować Fortuny. Potem korzystając z doskonałej pogody i wspaniałej atmosfery tego miejsca powłóczyliśmy się jeszcze trochę po uliczkach
Czerniejewo - kościół
Czerniejewo - kościół
otaczających Starówkę i Katedrę, wreszcie w jednej z knajpek przy ul. Tumskiej zjedliśmy obiad. Późnym popołudniem pojechaliśmy PKS-em do Czerniejewa.
Czerniejewo - pałac Czerniejewo - brama wjazdowa
Tu zerknęliśmy na pałac, zajrzeliśmy do kościoła, namierzyliśmy fajną knajpkę (niestety, byliśmy po obiedzie) i po zrobieniu zakupów z obowiązkowymi lodami poszliśmy żółtym szlakiem gubiącym się wśród łąk do wsi Graby, gdzie przewidziane były dwa kolejne noclegi. Całe szczęście, że zrobiliśmy zaopatrzenie w Czerniejewie - miejscowy sklepik był już zamknięty. Rozbiliśmy namiot na skraju boiska, z obawą spoglądając na grające na nim Cool-Czaki, a raczej na piłkę, która kopnięta w złą stronę mogłaby z lekka zdemolować nasz podszyty wiatrem dom.



Czerniejewo - salon Czerniejewo - pokój
Czerniejewo - sala balowa Czerniejewo - sala konferencyjna
Dwie Karoliny...
Wprawdzie sobota, jak to bywa na OWRP-owskim półmetku, miała być dniem odpoczynku, jednak organizatorzy zapewnili zainteresownym możliwość wykorzystania tego czasu w bardziej aktywny sposób zwłaszcza, że w Grabach i tak nie było co robić. Część uczestników pojechała autokarem na zwiedzanie romańskich zabytków Inowrocławia, Kruszwicy i Strzelna, pozostałym, wśród nich i nam, zaproponowano podwiezienie do Ostrowa Lednickiego.
Prom na Ostrów Lednicki Wykopaliska
Wykopaliska Lednica - spojrzenie na całość
Skansen w Dziekanowicach - wiatrak koźlarz Skansen w Dziekanowicach - brama do dworku
Skansen w Dziekanowicach - chaty Dziekanowice - wojowie przy wjeździe
Ale dla wszystkich pierwszy przystanek autokaru znajdował się przed bramą pałacu w Czernejewie, gdzie mogliśmy obejrzeć park oraz przepiękne wnętrza, oprowadzani przez gospodarza obiektu. Obecnie znajduje się tam centrum konferencyjne, a dla chcących przenocować w ciekawym otoczeniu do wynajęcia są apartamenty (ale nie pytajcie mnie o cenę...) Potem wylądowaliśmy przed ostrokołem Małego Skansenu skąd mieliśmy przedostać się na Ostrów Lednicki. Skorzystaliśmy z tamtejszej gospody i na śniadanie zjedliśmy po ogromnej pajdzie wiejskiego chleba ze smalcem i solą, oraz piwem. Po śniadaniu elektrycznym promem przepłynęliśmy na Ostrów Lednicki. Wreszcie, w przeciwieństwie do Biskupina, można było poczuć prawdziwy oddech historii. To tutaj książę Mieszko I w 966 roku przyjął wraz ze swym dworem chrzest, a Bolesław Chrobry w 1000 roku przyjmował cesarza Ottona III... Po obejrzeniu wykopalisk zabezpieczonych wiatami przed deszczem przeszliśmy przez Dziekanowice do Wielkopolskiego Parku Etnograficznego, w którym zgromadzono najcenniejsze zabytki architektury wiejskiej z terenów Wielkopolski.
We wsi Dziekanowice Skansen w Dziekanowicach - wiatrak holender Skansen w Dziekanowicach - kapliczka

Trochę czasu nam zeszło na zwiedzanie obu miejsc, więc dość późno ruszyliśmy w końcu na trasę, początkowo jakimś nie umieszczonym na naszej mapie szlakiem w kierunku na Fałkowo. Po dojściu do torów zdecydowaliśmy się pójść dalej wzdłuż nich do stacji. Tam okazało się, że na pociąg trzeba długo czekać, więc przeszliśmy przez wieś dochodząc do przystanu PKS usytuowanego przy głównej szosie. Niestety rozkład jazdy uległ rozkładowi, już miałem zamiar cofnąć się do wsi żeby zasięgnąć języka, gdy na prostej jak strzelił szosie zamajaczył znajomy kształt. Udało nam sie, przejechaliśmy do Gniezna i potem dalej do Czerniejewa. W miasteczku pierwsze kroki skierowaliśmy do namierzonej dzień wcześniej knajpki, gdzie zjedliśmy smaczny i ogromnych rozmiarów obiad. Do Grabów poszliśmy tym razem asfaltem, do naszego biwaku doszliśmy dość późno, gdy kończył się mecz piłkarski Cool-Czaki kontra Zgredy, wygrany 10:5 przez młodzież ze Szczecina - wyczytałem to z kroniki przysłanej już po rajdzie przez Organizatorów.

   9. ODPRAWA   



Jezioro Babskie Jezioro Babskie
Niedziela zapowiadała się obiecująco: pogoda poprawiła się, a na trasie i mecie, po kilku dniach posuchy, mieliśmy mieć jeziora. Pierwsze z nich, jezioro Babskie, mijaliśmy w lesie po godzinie marszu od Grabów, jednak chyba nikt nie zdecydował sie tu na postój. Potem mieliśmy małą wpadkę: na poczatku Wagowa, małej wsi letniskowej, zagadaliśmy sie i nie skręciliśmy w prawo. Po spojrzeniu na mapę okazało się, że nie warto zawracać - nadrobiliśmy to idąc potem szosą. Zrobiło sie parno.
Pobiedziska - rynek Pobiedziska - kościół pw. św. Michała Archanioła
Pobiedziska - wnętrze kościoła Pobiedziska - stromy zjazd
W okolicach domu sołtysa w Nowej Górce dopadła nas szybka burza - błyskawicznie przyszła i odeszła. Gdy dochodziliśmy do przedmieść Pobiedzisk (czyli wysypiska śmieci), słońce mocno nas przypiekało. Minęliśmy jezioro Dobre, jakiś klasztor i stanęliśmy na rynku. Zadziwił mnie znak ostrzegający o stromym zjeździe ;) na tych równinach.
Pobiedziska - “Poznański Rynek“ Pobiedziska - “Katedra Gnieźnieńska“
Pobiedziska - “Czerniejewo“ Pobiedziska - “Pobiedziska“
Pobiedziska Pobiedziska - “Rogalin“
Zwiedziliśmy kościół pw. św. Michała Archanioła, zjedliśmy obiad w miejscowej pizzerii i udaliśmy się do skansenu miniatur. Moda na takie skanseny przyszła z Holandii (Madurodam), a muszę przyznać, że ten w Pobiedziskach był pierwszym, który widziałem i zrobił wrażenie. Poza tym ciekawie jest zobaczyć całość obiektu widzianego wcześniej z perspektywy mrówki. Ze skansenu poszliśmy do Pobiedzisk-Letniska, dalej po ugaszeniu pragnienia ścieżkami rowerowymi doszliśmy do szosy prowadzącej do naszego noclegu w Promnie. Łąka, na której mieliśmy rozbić namioty, wśród wielu nie wzbudziła zachwytu:
Promno - 1/2 naszej trasy - autor: Komandor
choć trawa była bujna, jednak zostało sporo znaków jej poprzedniej funkcji - pastwiska. Śmieliśmy się, że nocne wyjście z namiotu to wyjście na pole minowe. Po rozbiciu namiotów poszlismy do sklepiku znajdującego się przy skrzyżowaniu, byli tam już inni rajdowicze m.in. z Białegostoku. Zrobiliśmy zakupy, zaliczyliśmy lody i umówiliśmy się na wieczorną wizytę na piwo. Potem odwiedził nasz obóz Komandor Rajdu, czego efektem jest zdjęcie 1/2 naszej trasy (drugiej połówki nie posiadam). Mam nadzieję, że Komandor nie obrazi się na mnie za umieszczenie tego zdjęcia na stronie.
Jezioro Brzostek Promno - Jezioro Góra Promno - Jezioro Góra
Wieczorem poszliśmy do malowniczo ukrytego w lesie jeziora Brzostek. Piękne miejsce, czysta, ciepła woda, aż nie chciało się wracać! Obok wsi znajdują się jeszcze dwa inne, także pięknie położone jeziora (m.in. widoczne na zdjęciach Jezioro Góra), jednak według infomacji miejscowych są wykupione i nie można się w nich kąpać. W drodze powrotnej oczywiście odwiedziliśmy sklep.

   10. ODPRAWA   



Kolejny dzień (poniedziałek) dopisywała nam pogoda. Po opuszczeniu obozowiska skrótami podążyliśmy do stacji PKP Promno. Za przejazdem kolejowym przecięliśmy szosę i po przejściu przez mostek nad jakąś rzeczką trafiliśmy na sklepik, przy którym na śniadanie zatrzymywali się chyba wszyscy OWRP-owicze zwabieni zapachem świeżych słodkich bułeczek. Po odpoczynku udaliśmy się do odległego o ok. 4 km Wronczyna. Tu znowu postój, tym razem przy piwie, wszystkim doskwiera narastający upał. We wsi dwór do pooglądania przez płot - obecnie własność prywatna.
Jezioro Stęszewskie Jezioro Stęszewskie
W dalszą drogę ruszyliśmy asfaltową szosą biegnącą lasem, jednak na wyskości odgałęzienia do Wronczynka przeskoczyliśmy na biegnący brzegiem Jeziora Stęszewskiego zielony szlak. Jezioro bardzo ładne, co kawałek plaża zachęcająca do kąpieli, niektórzy korzystają ze sposobności. Na wysokości centrum Tuczna (jak nam się wydawało) odchodzimy od jeziora do wsi. Upał jest straszny, całe szczęście napotykamy sklepik z parasolami i OWRP-owiczami. Robimy dłuższą przerwę, potem idąc dalej mamy na trasie inny sklep, a w nim nasi. Tu skręcamy w prawo i dalej zielonym szlakiem maszerujemy przez sosnowy las. Po jakimś czasie w kłębach kurzu mija nas jakieś osobowe auto, które raptownie się zatrzymuje, a z otwartych drzwi nawołują nas koleżanki z Białegostoku. Załapujemy się na autostop, ale co z tego wynikło!!! Kobieta za kierownicą wysadza nas w jakieś otoczonej lasem osadzie. Na pierwszy rzut oka wszystko się zgadza - jest ośrodek Akademi Rolniczej z Poznania, tylko nie widać rajdowiczów. Idę do sklepu, ponieważ nie ma w nim chleba zamawiam z dostawy w następnym dniu. Wreszcie podchodzę bliżej ośrodka, a tu na tabliczce "Ośrodek Akademi Rolniczej w... Zielonce". Do dziś się z tego śmieję, zwłaszcza z zamówionego chleba. W ten sposób zamiast skrócić, wydłużyliśmy sobie trasę - byliśmy już blisko skrętu szlaku z drogi do Zielonki. Dalej poszliśmy czerwonym szlakiem przez Hutę Pustą, niestety już w pobliżu Okońca szlak gdzieś
Okoniec - grabienie
Jezioro Miejskie Jezioro Miejskie
nam zniknął i gdy wyszliśmy na zielony, nie mieliśmy pewności, w którą stronę skręcić. Poszedłem więc zasięgnąć języka w pobliskim, ukrytym w lesie domostwie. Tam chwile grozy - otoczyły mnie trzy wielkie psy. Całe szczęście zjawił się właściciel i wskazał mi drogę. Na miejscu okazało się, że nocleg mają tu trzy trasy. Młodzież oczywiście skorzystała, rozegrany został mecz tym razem piłki siatkowej (z Kroniki: trasa nr 1 pokonała 3:0 połączone siły tras 5 i 7). My po rozbiciu namiotu między kempingami (trzeba było wygrabić sobie szyszki), wieczorem poszliśmy do pobliskiego, przepięknego Jeziora Miejskiego. W jeziorze grasowali już koledzy z Białegostoku - przepływali na drugą stronę ze śpiewem na ustach, śpiewem z repertuaru (nieco “przerobionego“) Arki Noego.

   11. ODPRAWA   



Murowana Goślina - kościół parafialny Murowana Goślina - rynek
Murowana Goślina - skwer Murowana Goślina - kościół pw. Św. Ducha
Murowana Goślina
We wtorkowy poranek pogoda nieco się pogorszyła. Podobnie jak część rajdowiczów podążyliśmy czarnym szlakiem do Murowanej Gośliny. Zwiedziliśmy miasteczko: obejrzeliśmy pałac, dwa kościoły, zielony ryneczek. Zrobiliśmy zakupy i udalismy sie na stację kolejową. Jednak do odjazdu była jeszcze godzinka, więc kupilismy lody + piwo i zalegliśmy na trawniku obok stacji w oczekiwaniu na pociąg. Im bliżej godziny odjazdu tym więcej zjawiało się OWRP-owiczów, w końcu uzbierała się spora grupka. Gdy pociąg wreszcie wjechał, szczęki nam opadły. Spodziewaliśmy sie co najwyżej obskurnego "żółtka", a tu wjechał nowoczesny szynobus z bajerami jak w metrze. W czasie jazdy zastanawialiśmy się czy jednak nie wysiąść w Sławie i jednak nie podejść do Rejowca, gdzie znajdował się drewniany kościółek.
Skoki - pałac Skoki - rynek
Skoki - kościół pw. św. Mikolaja Nad Małą Wełną
Skoki - pałac
Wylądowaliśmy w końcu w Skokach. Tu najpierw zajrzeliśmy do pałacu, w którym obecnie znajduje się Dom Plenerowo-Wypoczynkowy Akademii Sztuk Pięknych w Poznaniu. W centrum Skoków znajdują się trzy place: Plac Strażacki, Rynek i Plac Kościelny, swego czasu w całości stanowiące rynek miasta. Zajrzeliśmy też do kościoła, a potem zaczęliśmy szukać jakiegoś baru - minęła już przecież pora obiadu. W jedynej knajpce nie wybraliśmy jednak nic, więc po ugaszeniu pragnienia wróciliśmy do centrum i kupiliśmy kurczaka z rożna oraz coś do niego. Obiad zjedlismy na łąkach nad Małą Wełną. Wzmagał się upał, po odpoczynku początkowo poszliśmy skrajem lasu równolegle do brzegu Jeziora Budziszewskiego. Potem skręciliśmy między pola i łąki w kierunku Budziszewka - miejsca naszego dzisiejszego noclegu. Nie uszliśmy daleko, gdy zatrzymał się koło nas jakiś samochód i zaproponowano nam podwiezienie, z którego oczywiście skorzystaliśmy. Dojechalismy do sklepu
Budziszewko - kościół pw. św. Jakuba Apostoła Budziszewko - pałac
w Budziszewku, stąd już dwa kroki do szkoły. Znajduje się ona opodal klasycystycznego pałacu znanego z tego, że we wrześniu 1831 roku właściciele Konstancja i Józef Łubieńscy gościli tu Adama Mickiewicza, a 26 września tego roku Mickiewicz był ojcem chrzestnym ich córki, Marii Tekli. Książki wspominają również o romansie pięknej Konstancji z Wieszczem... W szkole obejrzeliśmy znajdującą się tam izbę pamięci poświęconą poecie. Niestety, nie udało nam się zwiedzić wnętrza drewnianego kościółka pw. św. Jakuba Apostoła w Budziszewku - za późno dowiedzieliśmy się, że jest otwarty. Wieczorem wybraliśmy się do sklepiku na piwo, przy okazji zapoznając się z mieszkańcami wsi.

   12. ODPRAWA   



Rogoźno - kościół p.w. św. Wita
Rogoźno - rynek
Rogoźno - kościół p.w. Świętego Ducha
Dziś (środa) do przejścia mamy tylko część trasy - od Rogoźna popłyniemy kajakiem. Przed opuszczeniem Budziszewka odwiedziliśmy jeszcze pobliski cmentarz w poszukiwaniu grobu Konstancji, potem ruszyliśmy polnymi drogami w kierunku Władyszyna i lasów otaczających Małą Wełnę, wśród których biegnie czerwony szlak. Leśna droga początkowo szeroka, powoli zwężała się, a w końcu zarosła niczym dżungla. Przedzieraliśmy się przez zarośla, w których czyhały na nas krwiożercze bestie - kleszcze. Wreszcie wyszliśmy ze szlakiem na skraj lasu i tak wzdłuż brzegu Jeziora Rogoźno
Wełna - przenoska przez nasyp z szosą Wełna - woda czysta...
Wełna - przeprawa przez jaz
doszliśmy do kąpieliska. Tu znowu skorzystałem z pomocy doktora Stanisława, który wyjął mi kleszcza. Wreszcie po minięciu cmentarza, w okolicach przystani, przedostaliśmy się do centrum miasta. Tu zwiedziliśmy kościół p.w. św. Wita, ryneczek i Muzeum Regionalne. W końcu zapakowalismy się do kajaków (nam trafił się jakiś stary klamot) i wypłynęliśmy na jezioro żeby oswoić się z wodą, kajakiem i wiosłami. Karolina, która znalazła się pierwszy raz na środku jeziora na początku trochę się bała, na szczęście po chwili ruszyliśmy i trzeba było zająć się wiosłowaniem. Na wstępie czekała nas spora przeszkoda, aby przedostać się z jeziora Rogowskiego na Wełnę musieliśmy przenieść kajaki przez wysoki nasyp z szosą do Wągrowca, w dodatku przemykając między jadącymi samochodami. Rzeka Wełna początkowo wydawała nam się ściekiem, jednak z każdym kilometrem stawała sie coraz czystsza. Płynęliśmy sobie leniwie w końcu
Wełna ...jak kryształ Kościół pw. Podwyższenia Św. Krzyża we wsi Wełna
Wieś Wełna - koniec postoju Wełna - bobrowe przeszkody
stawki, wreszcie dotarliśmy do kolejnej przeszkody, przed którą chyba każdy poczuł strach - należało przepłynąć między filarami starego jazu. Woda była tu rwąca niczym w górskim potoku, na szczęście obyło się bez wywrotki. W okolicach mostu kolejowego (nieczynna linia do Wielenia) Wełna zrobiła się już tak czysta, że spotykaliśmy kapiących się w rzece. Pojawiły się też nowe przeszkody świadczące o stanie wody - musieliśmy nieraz niemal kłaść się w kajaku, żeby przemknąć pod drzewami przegryzionymi i powalonymi przez bobry. Trzeba było także uważać na te znajdujące się pod wodą. W ten sposób dotarliśmy do wsi Wełna, gdzie przewidziany był krótki postój.
Jaracz-Młyn - Muzeum Młynarstwa Jaracz-Młyn - kanały
Część rajdowiczów zaatakowała miejscowy sklepik, inni poszli rzucić okiem na drewniany kościółek pw. Podwyższenia Św. Krzyża. Po powrocie do kajaków pozostało nam jeszcze kilka kilometrów przedzierania się przez bobrowe przeszkody. Do miejsca postoju w Jaraczu-Młyn dotarliśmy dość późno, po uporząkowaniu sprzętu pływającego na szybko zwiedziliśmy Muzeum Młynarstwa. Po rozbiciu namiotów (wraz z naszą nocowała tu także trasa nr 3) zebraliśmy się przy ognisku, gdzie mieliśmy okazję wysłuchać ballad jakiegoś duetu gitarowego (z kroniki: duet Marcepan-Marecki).

   13. ODPRAWA   



Z biwaku w Jaraczu-Młyn wyruszaliśmy (w czwartek) z myślą o postoju i kąpieli w zaznaczonym na mapie, niedalekim kąpielisku w Piłce. Niestety na miejscu okazało się, że teren jest zamknięty (ach ta polska gościnność...), usiedliśmy więc żeby zjeść tylko śniadanie na trawie. Ale i to się nie udało - po chwili nadjechał wóz asenizacyjny, a właściwie poprostu traktor do wywożenia szamba (bleee...) i musieliśmy uciekać. Idąc w dalszą drogę rozważaliśmy inny wariant na dzisiejszy dzień: przejazd do Czarnkowa i zwiedzanie miasta. Powrotny autobus miał nas dowieźć do Połajewa, więc dzienna norma kilometrów niewiele by się zmieniła. W rosnącym upale doszliśmy do Lipy. Tu minęliśmy jeden maleńki sklepik bez odrobiny cienia wokół. Dopiero w środku wsi, obok boiska, trafiliśmy na rzucający cień. Tu poprostu padliśmy, po chwili ratując się zimnymi napojami, zresztą nie tylko my. W końcu cień przesunął się i znaleźliśmy się w słońcu, trzeba było się ruszyć. Skręciliśmy z naszej trasy - poszliśmy wzdłuż boiska i dalej łąkami do miejscowości Ludomy. W oczekiwaniu na autobus zajrzeliśmy do kościoła i restauracji, w której zaliczyliśmy obiad - kaszę z gulaszem. W autobusie spotkaliśmy także innych rajdowiczów, którzy wysiadając w Połajewie
Czarnków - kolegiata pw. św. Marii Magdaleny Czarnkowski CZOŁG
Czarnków - pl. Wolności czyli rynek
byli bardzo zdziwieni, że jedziemy dalej. Gdy dojeżdżaliśmy do Czarnkowa, nad miastem zawisły gęste, burzowe chmury. Zdążyliśmy tylko obejść rynek, zajrzeć do szesnastowiecznej kolegiaty pw. św. Marii Magdaleny i zrobić sobie zdjęcie pod pomnikiem - czołgiem, który może niedługo przestać istnieć, gdy lunęło. Schowaliśmy się pod parasole ustawione na rynku, a tu trafiliśmy na... niepasteryzowane piwo Noteckie - Browar Czarnków. Niestety, nie udało nam się zobaczyć pięknie położonego na skarpie Pradoliny noteci Parku Staszica z amfiteatrem oraz obiektami niespotykanymi na nizinach: torem saneczkowym i skocznią narciarską, ostatnio wykorzystywaną właściwie nie przez skoczków lecz rowerzystów górskich. Przeczekaliśmy najgorszą nawałnicę i korzystając z przerwy w deszczu udaliśmy się na dworzec PKS, skąd ostatnim autobusem skorzystaliśmy z możliwości dojazdu do samego Boruszyna. Namiot również musieliśmy rozbijać "na mokro" na boisku przy miejscowym Wiejskim Domu Kultury. Wieczorem Karolina wzięła udział w konkursie krajoznawczym zajmując wprawdzie nie pierwsze, ale premiowane nagrodami trzecie miejsce.

   14. ODPRAWA   



Boruszyn - dzwonnica kościoła pw. św. Andrzeja AP Wilk w Stobnicy Stobnica - pawie
Piątkowy poranek przywitał nas taką samą pogodą, jaką pożegnał czwartek - deeeszczem. Przed opuszczeniem Boruszyna zerknęliśmy jeszcze raz na kościół pw. św. Andrzeja AP z ciekawą dzwonnicą bramną. Ze wsi skierowaliśmy się w stronę leśniczówki Garncarski Bród i dalej pięknym sosnowym lasem do Stacji Doświadczalnej Poznańskiej Akademi Rolniczej w Stobnicy. Na początku wizyty mieliśmy mały błąd w synchronizacji - dzwoniliśmy dobre 10 minut stojąc w deszczu zanim ktoś odważniejszy przeskoczył płot i wywołał gospodarzy. Ale warto było czekać. Stacja zajmuje się ochroną i restytucją rzadkich i ginących gatunków zwierząt. Mieliśmy okazję zobaczyć tam m.in. wilki, które wystąpiły w filmie "Ogniem i mieczem". Niesamowite wrażenie wywołał na nas pan Jacek Więckowski
Brączewo - tam byliśmy
Obrzycko przd nami
Brączewo - “i my mamy przejść przez most?“ Brączewo - most i adrenalina
prowokując je do wycia... Gdy ruszaliśmy w dalszą drogę deszcz przestał padać. Na drugą stronę Warty przedostaliśmy się mostem kolejowym nieczynnej linii Oborniki - Obrzycko. Przejście ażurową konstrukcją dostarczyło nam nieco adrenaliny, byli podobno tacy, którzy wycofali się w poszukiwaniu bardziej przyziemnej przeprawy. W leżącym na drugim brzegu Brączewie nazbieraliśmy jabłek z jakiegoś opuszczonego drzewa i podążyliśmy w dalszą drogę czerwonym szlakiem. Niedługo potem zdecydowaliśmy się z niego wycofać - przedzieranie się przez mokre zarośla, czy tylko wyższą trawę, nie pozostawało bez wpływu na nasze obuwie. Idąc szosą minęliśmy schowane
Obrzycko - obramienie okienne z 1527 roku
Obrzycko - ratusz
w lesie jakieś obiekty wojskowe, potem koło leśniczówki Daniele ujrzeliśmy doskonele zagospodarowany parking leśny. Były tu ławki, wiaty nawet grill pod dachem, czyściutko i... żadnego turysty. W czasie naszego odpoczynku w tym miejscu przewinęło się tu tylko kilkoro OWRP-owiczów. Gdy w końcu wyszliśmy z lasu i ujrzeliśmy Obrzycko, zaświeciło słońce. Zwiedziliśmy urokliwe miasteczko z rynkiem oraz ratuszemi i znadującą się na nim ciekawostką - renesansowym obramieniem okiennym z 1527 roku przywiezionym z Portugalii. Przy okazji rozglądaliśmy się za jakimś miejscem, w którym moglibyśmy zjeść obiad, niestety beskutecznie. Wieczorem na naszym biwaku na boisku przy miejscowym Zespole Szkół czekała na nas niespodzianka - organizatorzy poczęstowali nas poznanym w Czarnkowie piwem "Noteckim".

   15. ODPRAWA   



Obrzycko - kościół
Obrzycko - ratusz
Sobota była ostatnim dniem rajdu. Przy pięknym słońcu poszliśmy jeszcze raz spojrzeć na Obrzycko, następnie zielonym szlakiem skierowaliśmy się do Sołpanowa. We wsi piękny drewniany kościół św. Mikołaja z końca XVII wieku. W jego wnętrzu polichromie ze scenami biblijnymi z życia świętych i patrona kościółka oraz ornamenty roślinne. Pod chórem muzycznym słynny wizerunek diabła i karczmarki z kuflem piwa, oraz spisanymi grzechami na skórze wołowej i uzasadnieniem wyroku "Bo nie dolewała". Hasło ciągle aktualne... Przeszliśmy na drugą stronę szosy łączącej
Sołpanowo - polichromie w kościele
“Bo nie dolewała“
Sołpanowo - kościół św. Mikołaja
Czarnków z Szamotułami. Tu we wsi Kobylniki najpierw minęliśmy zespół budynków folwarcznych i kapliczkę o charakterystycznej "ceglanej" architekturze, a w koncu doszliśmy do interesującego neorenesansowy pałacu adaptowanego na hotel. Na miejscu okazało się, że obiekt jest wynajęty na imprezę weselną, więc obejrzeliśmy park krajobrazowy wokół pałacu i skierowaliśmy się na szosę chcąc dość do Karolina ;) Odpoczywaliśmy chwilę na skraju gdy zatrzymał się przy nas jakiś zachodni wóz na niemieckich numerach. Ozdoby wskazywały, że włąściciel jest gościem weselnym. Najciekawsze, że otrzymaliśmy propozycję podwiezienia do Szamotuł. Szczyt uprzejmości! W ten sposób znaleźliśmy
Kobylniki - kapliczka Pałac w Kobylnikach
się u celu nadspodziewanie szybko, choć po ilości mijanych rajdowiczów w centrum miasta widać było, że nie jesteśmy pierwszymi. Zwiedziliśmy zabytki Szamotuł: Zamek Górków z Wieżą Halszki, Kolegiatę i kościół Świętego Krzyża. W końcu udaliśmy się na metę usytuowaną na terenie basenu miejskiego. Tam po rozbiciu namiotu mogliśmy raczyć się grochówką, dorośli dostali również kufel piwa, młodsi zaś sok owocowy. Po podbiciu "Kart uczestnictwa" urwaliśmy się na chwilę i pomaszerowaliśmy na stację PKP zaopatrzyć się w bilety, przy okazji zaliczając pizzerię gdzieś w okolicach dworca PKS. Wieczorem, jak to napisano w kronice, "ognisko płonęło niemal do rana, a rozmowom i śpiewom nie było końca".
Szamotuły - centrum Szamotuły - wnętrze Kolegiaty Szamotuły - Kolegiata Szamotuły - Baszta Halszki Szamotuły - Zamek Górków Szamotuły - opustoszała meta rajdu...
W trakcie rajdu okazało się, że piękne i czyste jeziora to nie tylko Mazury, ale także w Wielkopolska. Jeśli dodać do tego mnogość zabytków architektury, sztuki i przyrody, to region ten jest idealnym miejscem do aktywnego wypoczynku. Poza tym trzeba wspomnieć doskonałe przygotowanie rajdu od strony merytorycznej - mnogość i jakość materiałów może być wzorem dla innych. Szczególnie miłą pamiątką jest nadesłana już jakiś czas po rajdzie, cytowana przeze mnie "Kronika XLIV Ogólnopolskiego Wysokokwalifikowanego Rajdu Pieszego WIELKOPOLSKA 2003".

W GALERII możesz przejrzeć same zdjęcia, natomiast w galerii ODPRAWY możesz odsłuchać zebrane pliki MP3.


Aktualizacja: