Ryszard Bałabuch
Czas mija i nie wraca. Ale są
powroty i spotkania już od 45 lat tych co w początkowe dni lipca poznają
Ojczyznę per pedes. W tym roku była to część kraju administracyjnie zwana
świętokrzyskie. Moja wędrówka w tym roku to trasa II - "Wyżyna Sandomierska",
a miejsce startu: Staszów, który jest miastem od 1525 r. za sprawą Hieronima Łaskiego.
Jako miasto prywatne należało do znamienitych rodów Rzeczypospolitej, między innymi:
Lubomirskich i Czartoryskich. Po ostatniej wojnie stało się znane za
sprawą siarki.
Jak co roku ceremonia powitań i wymiana dokonań z tymi, których się już zna. A także nowe twarze,
znajomości. To jest taki stały rytuał-ceremoniał na miejscu, gdzie z kraju
przybywają Ci, co na własnych stopach realizują, że "piękna i cała". A sandomierskie
to region, gdzie plony ziemi i pracę ludzi tu mieszkających widać było dosłownie co krok.
Gdyby tylko "rynek" potrafił to docenić. Rozpacz, smutek, złość to był też obraz oglądany na
"dole", u tych co od wieków żywią, a jak świadczy historia, tej ziemi własną dolą i krwią bronili.
Czas obecny nie jest dla nich przychylny lub oni nie umieją się globalnie
dopasować. To wniosek po wielu, wielu rozmowach z mieszkańcami na trasie.
To taki wstęp socjalno-życiowy. A trasa czekała do przejścia mimo, że wola
aury już na samym początku próbowała straszyć opadami płynnymi i stałymi.
Nic to dla NAS, którzy mamy pasję dojść tam, gdzie jest coś ciekawego. A
na tym terenie zgodne dzieło urokliwie tworzyła natura i człowiek.
Kurozwęki to przykład restauracji po latach systemowej dewastacji w czasach,
gdy hasło "dobro człowieka celem najwyższym" ziemskie dobra doprowadziło do
ruiny. Nowy po latach prawowity właściciel, dużym kosztem daje historyczny
blask i udostępnia go dla innych. A na trasie rajdu z wejściem na prywatną
własność różnie bywało, przykład: Górki Klimontowskie. Następny punkt
trasy to Szydłów miasto z woli Władysława Łokietka, a Kazimierz IV zwany
Wielkim otoczył je murami i zamek dla swojej wygodnej bytności wzniósł. Do
dnia dzisiejszego królewskie dzieło budzi podziw. Całość mimo modnej
dobudowy do kompleksu historycznego pozostawia pozytywne odczucie. Dużo do
rozwagi i przemyśleń dała wizyta w "Pustelni Złotego Lasu" - Rytwiany
w dawnym klasztorze kamedułów - dziś już bez eremów. To takie jedno z
miejsc na trasie, gdzie były zamyślenia nad naszymi dziejami, ulotna
chwila z daleka od zgiełku cywilizacji. Podobne po super nowoczesnej
kąpieli w pływalni w historycznym Połańcu, gdzie Naczelnik Insurekcji
podał że: ..."chłopi są wolni i pod opieką prawa"...,
dało to początek nowemu w usytuowaniu tej części
społeczeństwa w kraju. A obok zakład, co daje światło i energię dla
nowoczesności, to kontrasty współczesności. Inne odczucie w pamiątki
zostawi wizyta w Osali - wsi rodzinnej Adama Bienia, tego co był jednym z
szesnastki na pokazowym procesie w Moskwie. Tam chciałem być po lekturze
trylogii jego wspomnień. Podobnie nad mogiłą - Władysława Iwińskiego, tego
co w latach okupacji kierował "Jędrusiową dolą". Czas mijał i na trasie
Koprzywnica - unikatowe dzieło cystersów, co nie tylko na chwałę Boga, ale
i dla dobra ludzi, jak byśmy powiedzieli dziś, wprowadzili postęp w
technice ogólnie patrząc. Ich dzieło mimo lat jest stabilne do dziś.
Przewodnik - pasjonat, który nas po bazylice oprowadzał, odkrywał i dawał
ogromny pakiet informacji o obiekcie i historii.
Miasto tytułowe trasy Sandomierz to jedno z najstarszych miast w Polsce,
z przebogatą historią, zabytkami i unikatową trasą podziemną.
Organizatorzy i słusznie na poznanie tego grodu przeznaczyli dzień cały.
Można było czy to w grupie, czy też indywidualnie poznać:
świątynie miejskie w obrębie murów staromiejskich i przez furtę
"ucho igielne", obiekty sakralne i zamek fundacji króla, co to "zostawił
Polskę murowaną". We wnętrzach bardzo ciekawe zbiory muzealne. Całość
krajobrazu wyrzeźbiona w lessie zachwyciła wszystkich. Społeczność miasta
dba o swoją historię, a także tworzy nowe dzieła mam na myśli instalację -
oryginalny pomnik - "zakotwiczenie nieba". Taka myśl mogła powstać tylko w
codziennym kontakcie z "kamieniem optymizmu". A dane mi było spotkać się
z mistrzem Cezarym, co to kamień tej ziemi - krzemień pasiasty - przerabia
na unikatowe precjoza złotnicze. W Sandomierzu i o tym mieście można
bardzo długo. Ale OWRP ma swoje prawa i następny dzień to też unikatowa
"górska wspinaczka po Krawędzi Gór Świętokrzyskich", po wychodniach
kambryjskich Gór Pieprzowych. Natura zadbała o odpowiednią wilgotność
stoków, to jednak nie zraziło uczestników, co zobaczyli i wyślizgali, to
ich krajoznawcze trofeum. Ja między innymi, dlatego wybrałem tę trasę. W
tym dniu dotarłem do królewskiego Zawichostu. To stąd przez Polskie Radio
jest podawany stan wody w "królowej rzek" Polski - WIŚLE. Osobiście
zniczem oddałem hołd temu co przez lat kilkadziesiąt te dane podawał i
dzięki jego żonie usłyszałem z pierwszych ust o kłopotach dnia codziennego
w tej pracy.
Rajd dalej przebiegał przez Czyżów Szlachecki z sercem i pietyzmem
odrestaurowany i otwartym dla gości pałacem.
Na koniec tego dnia dotarliśmy do Ożarowa, bogatego w historię i
znane współcześnie z fabryki sztucznego kamienia - cementu, a także na
miarę XXI wieku oryginalnego ratusza. I co było dla części uczestników
zaskoczeniem, pięknej pływalni w kompleksie szkolnym. Kolejny przystanek
to Tarłów, a w nim w kościele, kaplica nietypowa z wystrojem poświęconym -
chyba złe porównanie - "tańcowi śmierci". Tu była stosowna pora nad zadumą
o znikomości życia człowieka i jego wędrówce do ostateczności. Mimo tego
ten etap zakończył się realnie, aczkolwiek prehistorycznie w budowanym
jurajskim krajobrazie. To godna polecenia lokalna inicjatywa by połączyć
pracowitą rzekę Kamienną z wyjątkowymi w tej części kraju spływem -
tratwami. Niedaleko Krzemionki Opatowskie z też unikalną z przed 5000 lat
kopalnią krzemienia pasiastego i rekonstrukcją neolitycznej wioski.
Centralnym miejscem jest Bałtów. Nagana natomiast należy się wszystkim
użytkownikom wystawionego na włoskich wzorach pałacu książąt
Druckich-Lubeckich z otoczeniem parku krajobrazowego. To jest czerwona
kartka za dewastację i totalną ruinę tego cacka - wstyd. Następny dzień to
legendarny Ćmielów ze swoją porcelaną, ale też dzięki miejscowej koleżance
przewodnik, poznanie bogatej historii miasta od czasu kultury pucharów
lejkowatych po księdza prof. Włodzimierza Sedlaka, tego co dał podstawy
bioelektronice, a tu w Ćmielowie był wikarym. Tak lipcowa wędrówka tego
roku dotarła do Ostrowca Świętokrzyskiego. Organizatorzy na metę rajdu
wybrali park śródmiejski. To był bardzo dobry pomysł, by mieszkańcy tego
miasta mogli zobaczy finał "sztandarowej" pieszej imprezy. Tu należą się
brawa dla Komandor rajdu, której pewnie kobieca intuicja podpowiedziała
taki scenariusz. A podczas całej trasy szefowie tras - mężczyźni dbali
o uczestników nie tylko płci nadobnej.
I tak od Staszowa do Ostrowca Świętokrzyskiego minął tegoroczny OWRP.
Jeszcze tylko cała bogata jak na starcie ceremonia mety z programem przez organizatorów
bogato zabezpieczonym. Nadeszły też chwile pożegnań w indywidualnym przez
wszystkich uczestników wydaniu z zapewnieniem, że za rok na Północnym
Mazowszu, gdzie przyszłoroczni organizatorzy zapraszali - też się spotkamy. |