LIII OWRP 2012 Puszcza Notecka 7-22.07.2012

W ramach przygotowań zaopatrzyliśmy się w przewodniki... <br>Anders Paweł "Jeziora Zbąszyńsko-Wolsztyńskie" Wyd. PTTK "Kraj" W-wa 1989. W ramach przygotowań zaopatrzyliśmy się w przewodniki... W ramach przygotowań zaopatrzyliśmy się w przewodniki... W ramach przygotowań zaopatrzyliśmy się w przewodniki...
Wybór trasy na tegoroczny rajd (2012) nie był prosty: wszystkie trasy zapowiadały się ciekawie. Podejmując ostateczną decyzję wzięliśmy pod uwagę długość dziennych przejść i mnogość jezior, czyli trasę nr 4 - Babimojską, później nazwaną Obrzańską. Następnie w ramach przygotowań zaopatrzyliśmy się w przewodniki (część już mieliśmy). Trochę gorzej było z mapami - dostępne były mało dokładne, natomiast na biało-czarnych skanach starych 50-tek brakowało przebiegów szlaków, z resztą były one mocno nieaktualne. Na szczęście na miejscu okazało się, że Organizatorzy stanęli na wysokości zadania...
Tak jak dwa lata temu naszą 2-osobową drużynę nazwaliśmy "Czarne stopy" ze względu na... kolor naszych stóp po całodniowej wędrówce w trekkingowych sandałach :)




Dzień 0. "Długi dojazd."
PKP: ŁÓDŹ KALISKA - Poznań Główny - ZBĄSZYŃ


Nadszedł w końcu ten dzień, na który czekaliśmy od zeszłorocznego urlopu. Budzik zadzwonił o 6:00, jak nigdy wstaliśmy od razu. Dopakowaliśmy ostatnie rzeczy i o 10:30 ruszyliśmy "żółtkiem" najpierw do Poznania - naszej stacji przesiadkowej. Ta część podróży trwała około 5 godzin, pociąg wlókł się stając na każdej, nawet najmniejszej stacyjce, a my w narastającym upale lepiliśmy się do czerwonych plastikowych krzesełek. Dla zabicia czasu zajęliśmy się przeglądaniem map, później przewodników. Po godzinie mieliśmy dość... W końcu dojechaliśmy do Poznania, skąd przed 16:00 z jakiegoś peryferyjnego peronu odjeżdżał skład do Zbąszynia. Po godzince, niestety na stojąco, dotarliśmy wreszcie do naszego celu.
Na stacji spotkaliśmy Teresę z Białegostoku, wspólnie postanowiliśmy nie zawracać organizatorom głowy (zapewniali przewóz bagaży po wcześniejszym telefonie) i szybko zrzuciliśmy się na jedyną taksówkę, która stała pod dworcem. Podróż trwała kilka minut.
Na teren campingu wchodzi się przez bramę wjazdową w tytułowej baszcie.
Na miejscu zastaliśmy kilkanaście rozbitych namiotów.
... trwały też przygotowania do rozdawania materiałów rajdowych.
Camping "Pod Basztą" usytuowany jest na terenie otoczonym przez pozostałości bastionów ziemnych typu "palazzo in fortezza" z XVI-XVII wieku. Na jego teren (oraz znajdującego się obok hotelu "Podzamcze") wchodzi się przez bramę wjazdową w tytułowej baszcie. Na miejscu zastaliśmy kilkanaście rozbitych namiotów, trwały też przygotowania do rozdawania materiałów rajdowych. Znaleźliśmy miejsce dla nas i po rozstawieniu naszego domku wyruszyliśmy w kierunku centrum w pierwszej kolejności ugasić pragnienie - PKP nieźle nas "wysuszyło". Niedaleko campingu znajdował się bar "Zagłoba" (byliśmy w nim kilka lat wcześniej) oferujący lanego Bosmana za niespotykaną już w Polsce cenę 3 zł :)
Barokowy kościół p.w. Najświętszej Maryi Panny Wniebowziętej w Zbąszyniu z XVIII w.
Później rundka po mieście: zerknęliśmy na poznane już kiedyś zabytki przy okazji szukając miejsca, gdzie można wrzucić coś ciepłego na ząb. Ostatecznie zatrzymaliśmy się w pizzerii zlokalizowanej w piwnicach kamienicy stojącej w rynku i... dawno nie jedliśmy tak dobrej pizzy za 15 zł. Po wyjściu z knajpy zaskoczył nas dosyć mocno padający deszcz, szybkim tempem wróciliśmy na bazę, zwłaszcza że zbliżał się czas odprawy. Chwilkę później młody człowiek o imieniu Radek, jak się okazało syn kierownika naszej trasy, biegając z dzwonkiem ogłosił odprawę o 20:00 na świetlicy (przeniesioną do pomieszczenia ze względu na padający deszcz). Oglądający tam mecz kibice siatkówki byli niepocieszeni, gdy wyłączaliśmy im (na chwilę) telewizor. Kierownikiem naszej "Trasy Nadobrzańskiej" był Kuba Sochacki, a zastępcą Przemek Kacprzak, obaj z Szamotulskiego Oddziału PTTK. Szefowie przedstawili nam trasy na jutrzejszy dzień, powiedzieli gdzie mamy nocleg oraz rozdali odbitki map na kolejne trzy dni. Przy okazji dowiedzieliśmy się, że na trasie są 54 osoby: "Bąbelki" i "Trampy" z Gdańska, sporo turystów z Bielska-Białej, ze świętokrzyskiego oraz inne mniejsze grupy. Przemek uprzedził nas także, że w pierwszym tygodniu nie mamy co liczyć na znakowane szlaki, które są w fatalnym stanie. Po odprawie odebraliśmy materiały rajdowe, w których była koszulka, znaczek, "Kanon krajoznawczy Wielkopolski" oraz trochę ulotek itp. W związku z młodą godziną wróciliśmy jeszcze do "Zagłoby"...

   1. ODPRAWA   



Dzień 1. "Asfaltowo."
Trasa 20 km (wg nas 23 km): ZBĄSZYŃ - Przyprostnia - Nowa Wieś Zbąska - Kosieczyn - Chlastawa - DĄBRÓWKA WIELKOPOLSKA


Jezioro Błędno, nad którym leży Zbąszyń.
O świcie obudził nas niesamowity śpiew ptaków z otaczającego pole namiotowe parku. Przed godziną 6 ostatecznie dobudzili nas krzątający się rajdowi sąsiedzi. Od rana było pochmurno. Niespiesznie ogarnęliśmy się i wyruszyliśmy ok. 8-mej, kierując się najpierw na tutejszą plażę miejską. Potem głodni zaczęliśmy szukać sklepu, niestety była to niedziela i dopiero w rynku znaleźliśmy coś otwartego od rana. Tam zrobiliśmy zakupy i zjedliśmy śniadanie na ławeczce spoglądając na zbąszyński kościół. Ruszyliśmy.
Przyprostnia, głowa konia na ścianie.
Lupa.
Pierwsze 5 km to właściwie chodnik przy ruchliwej asfaltowej ulicy, doszliśmy w ten sposób aż za Przyprostnię.
Tu skręciliśmy w drogę charakterystyczną dla tych terenów...
Tu skręciliśmy w drogę charakterystyczną dla tych terenów: wąska na jeden samochód brukowana (czasem asfaltowa) szosa oraz tej samej szerokości, jednostronne, gruntowe pobocze - dla mijanek. W Perzynach szlak miał odbić na łąki i dalej prowadzić lasem wzdłuż jeziora, jednak po chwili nam zniknął. Wybraliśmy więc drogę prowadzącą według nas we właściwym kierunku, ta doprowadziła nas do przesmyku między jeziorami Zbąszyńskim a Nowowiejskim w Nowej Wsi Zbąskiej. Chwilkę odpoczęliśmy i podążyliśmy dalej bladoczerwonym szlakiem,
Nowa Wieś Zbąska, pomnik upamiętniający Powstańców Wielkopolskich.
mijając znajdujący się na miejscowym cmentarzu pomnik upamiętniający Powstańców Wielkopolskich. Po drodze spotkaliśmy turystów z naszej trasy. Asfalt doprowadził nas do Nowej Wsi Zamek, w której znajdował się pałac, wg przewodnika "bez wartości zabytkowej", jednak aktualnie ładnie wyremontowany, niestety bez możliwości zwiedzania.
Nowa Wieś Zamek, w której znajdował się pałac, wg przewodnika "bez wartości zabytkowej", jednak aktualnie ładnie wyremontowany. Ciekawostka: <br>w tym miejscu niebieski szlak skręcał przez zamkniętą bramę do parku przypałacowego i dalej nad jezioro Zbąszyńskie.
Lupa.
Ciekawostka: w tym miejscu niebieski szlak skręcał przez zamkniętą bramę do parku przypałacowego i dalej nad jezioro Zbąszyńskie - nie jeden turysta miał tu niezłą niespodziankę... Dalej poszliśmy słabo oznakowanym czerwonym szlakiem, najpierw asfaltem, później drogą "brukowo-gruntową", na pewnych odcinkach wysadzaną owocowymi drzewami, m. in. czereśniami, które zachęcająco zwisały na gałęziach.
Kosieczyn, na pierwszym planie dwór neogotycki, za nim mniej rzucający się w oczy barokowy. Kosieczyn, w drewnianym kościele p.w. śś. Apostołów Szymona i Judy Tadeusza akurat była msza.
W Kosieczynie swoje kroki najpierw skierowaliśmy do dworów: neogotyckiego i mniej rzucającego się w oczy barokowego. Jak okazało się, trzy lata temu podczas "objazdowego" urlopu zaglądaliśmy w to miejsce. Przy barokowym dworze zaczepili nas miejscowi młodzieńcy (z którymi natychmiast przeszliśmy na Ty :) Opowiedzieli nam o ich najnowszej historii oraz wskazali niezauważony obiekt: romantyczne ruiny altany z kamienia. W drewnianym kościele p.w. śś. Apostołów Szymona i Judy Tadeusza znajdującym się obok akurat była msza,
Zabudowania największego w regionie węzła kolejowego w Zbąszynku.
więc tylko zrobiliśmy zdjęcia i ruszyliśmy dosyć ruchliwą szosą do Chlastawy. Tym czasem rozpogodziło się. Z drogi widać było zabudowania największego w  regionie węzła kolejowego w Zbąszynku, a zwłaszcza imponującą wieżę ciśnień.
W Chlastawie znajduje się niezwykle cenny kościół p.w. Narodzenia Najświętszej Marii Panny, niestety był zamknięty,
W Chlastawie znajduje się niezwykle cenny kościół p.w. Narodzenia Najświętszej Marii Panny.
żałowaliśmy, że organizatorzy nie załatwili wejścia, w końcu zawsze by ktoś wrzucił parę groszy na tacę. Spragnieni upałem i głodni mieliśmy na pocieszenie niedawno otworzoną we wsi Karczmę "Cykada", w której zjedliśmy dobry, elegancko podany obiad. W między czasie dochodzili kolejni turyści z naszej trasy i "Cykady" nie omijali :) Najedzeni ruszyliśmy dalej. Na końcu wsi minęliśmy potężne zakłady Swedwood, należące do koncernu Ikea. Potem przeszliśmy pod trzema mostami kolejowymi i za cmentarzem, z drobną pomocą tubylca, skręciliśmy we wskazaną polną drogę do Dąbrówki Wielkopolskiej, która kawałek dalej okazała się być szlakiem.
Po dojściu do Dąbrówki zatrzymaliśmy się przed pałacem, w którym kiedyś była szkoła. Dąbrówka Wielkopolska. Pałac wyglądał imponująco, jak scenografia do filmu historycznego albo horroru.
Lupa.
Po dojściu do Dąbrówki zatrzymaliśmy się przed pałacem, w którym kiedyś była szkoła - a na odprawie zapowiadany był nocleg przy szkole. Pałac wyglądał imponująco, jak scenografia do filmu historycznego albo horroru. Obeszliśmy go dookoła, a namiotów czy nawet kierownictwa nie widać. Jakiś miejscowy wskazał nam kierunek do nowej szkoły - ścieżka za dawnym parkiem pałacowym. Zdezorientowani zdecydowaliśmy się najpierw poszukać sklepu i ta decyzja była zbawienna: udało nam się zrobić zakupy w sklepie czynnym w niedzielę tylko do 16-tej. Poza tym przy sklepie znajdowała się strzałka z napisem "OWRP" kierująca nas w zupełnie innym kierunku. Nasza baza znajdowała się na skraju wsi, przy boisku sportowym Klubu "Sokół" Dąbrówka Wielkopolska. Część osób skierowała się jednak do szkoły, gdzie przeczytała wiadomość o właściwej lokalizacji noclegu.
Dodatkową atrakcją na miejscu były dwa małe kociaki baraszkujące koło naszych namiotów. Warunki były tu świetne: równiutko przystrzyżona trawa...
Warunki były tu świetne: równiutko przystrzyżona trawa, dostęp do ciepłej wody, prysznice etc. Dodatkową atrakcją na miejscu były dwa małe kociaki baraszkujące koło naszych namiotów. Na odprawie poznaliśmy zapowiedzianą dzień wcześniej niespodziankę - następnego dnia chętni mogli wziąć udział w zorganizowanej i ufundowanej przez Burmistrza Nowego Tomyśla wycieczce do jego miasta, z prelekcją, zwiedzaniem i innymi atrakcjami. My nie skusiliśmy się, zamiast miasta woleliśmy wędrówkę...


Dzień 2. "Dziki pies, pokrzywy, dajcie coś zjeść."
Trasa 21 km (wg nas 27 km): DĄBRÓWKA WLKP. - Strzyżewo - Łomnica - Przychodzko - TRZCIEL


Dąbrówka Wielkopolska, śniadanie zjedliśmy nad stawem przed pałacem.
Po nocnej nawałnicy pobudkę mieliśmy o 6 rano. Ponieważ nie używamy kuchenek itp. szybko spakowaliśmy się i ruszyliśmy na śniadanie do Dąbrówki, które zjedliśmy nad stawem przed pałacem. Większa część OWRP-owiczów skorzystała z propozycji i pojechała autokarem do Nowego Tomyśla, skąd po obejrzeniu wszystkich atrakcji zostali odtransportowani do Strzyżewa. My powędrowaliśmy przez las. W samym jego środku pojawił się przed nami, jak nam się zdawało, zdziczały pies. Warczał spod łba i szczekał, próbował capnąć. Na wszelki wypadek zaopatrzyliśmy się w kije. Okazało się, że zbliżyliśmy się do leśniczówki w Czarnym Dworze, a pies chyba urwał się z łańcucha. Z oddali słyszeliśmy jeszcze jego szczekanie, chyba nadeszli następni turyści...
Na rogatkach Strzyżewa chmielowa niespodzianka, otwarty bar :) Strzyżewo: miasteczko w którym zatrzymał się czas, brukowane drogi, ciekawy układ ulic.
Na rogatkach Strzyżewa chmielowa niespodzianka, otwarty bar, w którym ugasiliśmy pragnienie :) Sama miejscowość zrobiła na nas niesamowite wrażenie: miasteczko w którym zatrzymał się czas, brukowane drogi, ciekawy układ ulic. Stamtąd poszliśmy do Łomnicy, początkowo czerwonym szlakiem, później szlak skręcił w lewo, a my dalej najkrótszą drogą w kierunku Łomnicy.
Po drodze zrobiliśmy sobie przerwę nad leśnym zbiornikiem. Łomnica, drewniany kościółek p.w. Św. Wawrzyńca.
W znajdującym się za dworem parku znajdowały się pozostałości parkowej architektury... ... w tym malownicze ruiny mauzoleum dawnych właścicieli majątku - Opitzów.
Łomnica, ruiny szachulcowego dworu Opitzów.
Po drodze zrobiliśmy sobie przerwę nad leśnym zbiornikiem. W miejscowości podeszliśmy do drewnianego, niestety zamkniętego kościółka p.w. Św. Wawrzyńca, następnie do znajdujących się naprzeciwko, częściowo ogrodzonych, ruin szachulcowego dworu. Wyglądało jakby ktoś próbował coś z nim robić, może dwór odzyska dawny blask? W znajdującym się za nim parku znajdowały się pozostałości parkowej architektury, w tym malownicze ruiny mauzoleum dawnych właścicieli majątku - Opitzów. Potem, chcąc sobie zaoszczędzić czasu i drogi, nie wracaliśmy do szosy w Łomnicy, tylko poszliśmy dalej polną drogą w kierunku biegnącego wzdłuż lasu szlaku. Kawałek dalej droga zniknęła, a raczej zmieniła się w łąkę z pokrzywami (a my w sandałach i krótkich spodniach), w dodatku trzeba było pokonać głęboki rów. Lasem dotarliśmy do Przychodzka, gdzie zeszliśmy ze szlaku do dawnej stacji kolejowej.
Lasem dotarliśmy do Przychodzka, gdzie zeszliśmy ze szlaku do dawnej stacji kolejowej. Było gorąco, jezioro Lutol zachęcało żeby z niego skorzystać.
Tam na ławeczce zrobiliśmy sobie przerwę na lunch i dalej poszliśmy w kierunku jeziora Lutol. Nad jeziorem weszliśmy na niebieski szlak, który miał doprowadzić nas do Trzciela. Było gorąco, jezioro Lutol zachęcało żeby z niego skorzystać, nie opierałem się długo - pierwsza kąpiel zaliczona. Po drodze spotkaliśmy kilka osób z naszej trasy. Idąc szlakiem przecięliśmy autostradę, wędrując dalej wzdłuż Obry i jeziora Młyńskiego dotarliśmy do Trzciela.
Jezioro Lutol
W miasteczku najbardziej okazałym obiektem był neogotycki kościół pw. Św. Wojciecha Biskupa i Męczennika, ale ciekawie wyglądają też wąskie brukowane uliczki i ściśnięte kamieniczki.
Trzciel, w miasteczku najbardziej okazałym obiektem był neogotycki kościół pw. Św. Wojciecha Biskupa i Męczennika... ... ale ciekawie wyglądają też wąskie brukowane uliczki i ściśnięte kamieniczki.
Trzciel, neogotycki kościół pw. Św. Wojciecha Biskupa i Męczennika. Trzciel, Namioty rozbijaliśmy w gęstwinie krzaków.
Idąc w kierunku noclegu próbowaliśmy zlokalizować jakąś jadłodajnię. Zrobiliśmy ze dwie rundki po miasteczku, ale trafiliśmy tylko na nieczynną pizzerię, zamknięty bar typu kebab oraz smażalnię kurczaków. Ponieważ pizzeria miała być czynna od 16-tej, a na drób nie mieliśmy ochoty, poszliśmy rozbić namioty. Nocleg mieliśmy na końcu Trzciela, za marketem i stacją benzynową, na terenie jakiegoś dawnego boiska, za płotem zaś znajdował się cmentarz. Namioty rozbijaliśmy w gęstwinie krzaków, na miejscu był dostęp do zimnych natrysków, dało się wytrzymać. Po zostawieniu zbędnych rzeczy ruszyliśmy z powrotem do pizzerii, niestety po drodze zostaliśmy poinformowani przez nadchodzących rajdowiczów, że będzie czynna po 18-tej, niestety również wtedy nie została otwarta. No cóż, właściciel stracił kilkudziesięciu klientów... Zrezygnowani skierowaliśmy się do restauracji dla tirowców znajdującej się przy krajowej drodze nr 92, gdzie zjedliśmy dobrego schabowego. Zresztą nie tylko my wpadliśmy na ten pomysł. Wieczorem miało być ognisko, zaczęliśmy nawet zbierać drewno. Tyle, że czekając na nie zasnęliśmy...

   3. ODPRAWA   



Dzień 3. "Przecieranie szlaku, grodzisko, Jezioro Szarcz."
Trasa 18 km (wg nas 21 km): TRZCIEL - szlakiem niebieskim przez Pszczewski Park Krajobrazowy - rez. Jezioro Wielkie - jez. Rybojady - Borowy Młyn - jez. Chłop - PSZCZEW


Maszerując przez Trzciel jeszcze raz zerknęliśmy na tutejsze zabytki. Maszerując przez Trzciel jeszcze raz zerknęliśmy na tutejsze zabytki: synagoga przerobiona na remizę strażacką.
Jak co dzień sąsiedzi zrobili nam budzenie przed szóstą rano. Spakowaliśmy siebie i namiot, w pobliskim Dino zrobiliśmy zakupy, śniadanie zjedliśmy na przystani dla kajaków nad Obrą. Maszerując przez Trzciel jeszcze raz zerknęliśmy na tutejsze zabytki. Na końcu miasteczka dobiliśmy do niebieskiego szlaku,
Trzciel... przeszliśmy przez ciekawostkę komunikacyjną: most nad rzeczką Czarna Woda znajdujący się pod wiaduktem drogi krajowej nr 2 / E30. Kilkaset metrów dalej na zalesionym pagórku przy drodze zobaczyliśmy kirkut z XIX-wiecznymi nagrobkami.
a po chwili przeszliśmy przez ciekawostkę komunikacyjną: most nad rzeczką Czarna Woda znajdujący się pod wiaduktem drogi krajowej nr 2 / E30. Kilkaset metrów dalej na zalesionym pagórku przy drodze zobaczyliśmy kirkut z XIX-wiecznymi nagrobkami. Idąc dalej mało ruchliwą drogą doszliśmy do Jabłonki nad jeziorem Konin, w której znajdował się ładnie położony, ale wyglądający na wymarły ośrodek wypoczynkowy. W miejscowości znajduje się również tartak, za którym skręciliśmy w lewo i opuszczając drogę wkroczyliśmy w lasy Pszczewskiego Parku Krajobrazowego. Szlak, którym szliśmy (niebieski), był zarośnięty i chyba nikt przed nami nie szedł: z krzaków ściągaliśmy pajęczyny, miejscami przecinaliśmy się przez pokrzywy, mijając tu i ówdzie grzyby (których nie zbieraliśmy). Pierwszym punktem w naszych planach było odnalezienie opisywanego w przewodniku i zaznaczonego na mapie grodziska między jeziorami Rybojadło i Proboszczowickim.
Najkrótsza droga do grodziska (od strony jeziora Wielkiego) była zarośnięta i podmokła, praktycznie nie do przejścia.
Najkrótsza droga do grodziska (od strony jeziora Wielkiego) była zarośnięta i podmokła, praktycznie nie do przejścia. Według mapy można było także dojść do grodziska od drugiej strony, co też uczyniliśmy. Wspinając się już na górę rozjeżdżoną drogą spotkaliśmy drwali, ci zapytani o ten obiekt zrobili wielkie oczy, o niczym takim nie słyszeli. Wzgórze to "wąski wał ozowy o stromych zboczach, zw. Żelazną bramą". Kilkadziesiąt metrów dalej ukazały nam się dawne obwarowania: Na grzbiecie, wyniesionym na 22 m ponad lustro wody,
Mimo, że grodzisko było zarośnięte, bez problemu znaleźliśmy "wały poprzeczne do ozu, w których były umieszczone bramy".
[...] we wczesnej epoce żelaza powstała osada obronna ludności kultury łużyckiej.
Mimo, że grodzisko było zarośnięte, bez problemu znaleźliśmy "wały poprzeczne do ozu, w których były umieszczone bramy" i którymi "ogrodzono teren zbliżony do trójkąta o dł. 320 m i największej szerokości 120 m". (♥)
Okolice Borowego Młyna. Miejscami wyraźnie widoczne były okopy.
Na krawędzi grodziska zrobiliśmy sobie przerwę na drugie śniadanie.
W okolicach Borowego Młyna minęliśmy [...] "pułapkę" dla rowerzystów. Dalej szlak wiódł lasami wzdłuż licznych jezior... Jezioro Wędromierz.
Nieco dłuższy odpoczynek zrobiliśmy nad jeziorem Chłop, gdzie trafiliśmy na małą zatoczkę z dogodnym wejściem do jeziora. Jezioro Chłop. Woda była przyjemnie ciepła, po chwili dotarło tu kilkanaście osób z rajdu, które także skorzystały z kąpieli.
Stamtąd wróciliśmy na niebieski szlak wpadając od razu na popasających OWRP-owiczów. Dalej szlak wiódł lasami wzdłuż licznych jezior, miejscami wyraźnie widoczne były okopy. W okolicach Borowego Młyna minęliśmy pozostałości młyna i "pułapkę" dla rowerzystów. Nieco dłuższy odpoczynek zrobiliśmy nad jeziorem Chłop, gdzie trafiliśmy na małą zatoczkę z dogodnym wejściem do jeziora. Woda była przyjemnie ciepła, po chwili dotarło tu kilkanaście osób z rajdu, które także skorzystały z kąpieli. Las i jezioro Chłop towarzyszyły nam prawie do Pszczewa.
Pszczew. Na wejściu do miejscowości widać było dawny majątek z dworkiem, aktualnie przystosowywany pod "wypasioną" agroturystykę albo pensjonat. Pszczew był o wiele lepiej zagospodarowany: było odnowione kino, ładny rynek...
Pszczew. Muzeum "Dom Szewca". Pszczew. Muzeum "Dom Szewca".
Na wejściu do miejscowości widać było dawny majątek z dworkiem, aktualnie przystosowywany pod "wypasioną" agroturystykę albo pensjonat. W przeciwieństwie do miejskiego Trzciela wiejski Pszczew był o wiele lepiej zagospodarowany: było odnowione kino, ładny rynek, a w rynku sympatyczna knajpka z tarasami i oczywiście muzeum "Dom Szewca". Zdecydowaliśmy: najpierw obowiązek, potem przyjemność i w pierwszej kolejności zwiedziliśmy muzeum, devolay i piwko w barze było później :)
Pszczew. W drodze do bazy obejrzeliśmy pszczewski kościół p.w. Św. Marii Magdaleny. Pszczew. Nocleg mieliśmy ok. 2 km od rynku nad jeziorem Szarcz.
Pszczew. Sam ośrodek dość zaludniony... przez OWRP-owiczów :) Pszczew. Było tu jezioro z ładną plażą i bardzo czystą, ciepłą wodą.
W drodze do bazy zerknęliśmy jeszcze na grodzisko przy plebanii i obejrzeliśmy pszczewski kościół p.w. Św. Marii Magdaleny. Nocleg mieliśmy ok. 2 km od rynku nad jeziorem Szarcz, w znajdującym się za nasypem kolejowym ośrodku Relax. Nie wiemy czemu, ale do bazy dotarliśmy ledwo żywi, może to był jakiś kryzys. Sam ośrodek dość zaludniony, były tu domki kempingowe, miejsce na namioty, łazienki, toalety tu akurat wyremontowane, knajpka, sklep i bar z Fast-foodem.
Pszczew. Po odprawie "relaxując" się oglądaliśmy przepiękny zachód słońca nad jeziorem...
Ale przede wszystkim jezioro z ładną plażą i bardzo czystą, ciepłą wodą, nawet udało nam się w nim zanurzyć. Kręcąc się po ośrodku czekaliśmy na odprawę, po której "relaxując" się oglądaliśmy przepiękny zachód słońca nad jeziorem i przysłuchiwaliśmy się dyskusjom prowadzonym przez "Bąbelki" na barowym tarasie...

   4. ODPRAWA   



Dzień 4. "Tor przeszkód, zmiana trasy."
Trasa (po zmianie noclegu) ok. 20 km: PSZCZEW - Szarcz - Stołuń - Kuligowo - Żółwin - GŁĘBOKIE
W naszym wariancie ok. 27 km: PSZCZEW - Szarcz - Lubikowo - Rokitno - Kalsko - GŁĘBOKIE


Początek dnia według codziennego schematu: wczesna pobudka, szybkie pakowanie, zakupy na śniadanie i trasę - tym razem w sklepie "na górce" w naszym ośrodku (nie musieliśmy wracać do Pszczewa). Przed godziną ósmą byliśmy już w drodze. Szlak niebieski prowadził nas wzdłuż jeziora Szarcz najpierw asfaltem, potem łąkami, omijając miejscowość o tej samej nazwie.
Jezioro Białe. Jezioro Białe, drzewa powalone przez bobry.
Jezioro Białe, strumyk pokonaliśmy nie zdejmując z nóg naszego "obuwia". Zarośnięty szlak nad jeziorem Białym.
Przez chwilę znowu asfalt, wreszcie skręt w las w kierunku jeziora Białego. Szlak wszedł na ścieżki przy samym jeziorze i był ciężki do przejścia, zdaje się, że dawno nikt tędy nie wędrował. Wczorajsze trudności to pikuś przy dzisiejszym "torze przeszkód": przedzieraliśmy się przez zwarte gęstwiny pajęczyn, krzaków, pokrzyw i co gorsza jeżyn (w krótkich spodniach i sandałach). Od pewnego momentu żeby pokonać powalone przez bobry drzewa musieliśmy przełamywać gałęzie, oj przydałaby się maczeta. Przecinający ścieżkę strumyk pokonaliśmy nie zdejmując z nóg naszego "obuwia". Na osłodę znaleźliśmy trochę poziomek, były też grzyby, ale zostawiliśmy je dla idących za nami. W końcu wydostaliśmy się na leśną drogę, która doprowadziła nas do węzła szlaków. Tu na mostku zrobiliśmy krótką przerwę.
Lubikowo. Na końcu wsi minęliśmy jakiś zrujnowany folwark. Pośród pól z oddali widoczna była malownicza barokowa kapliczka.
Dalej porzuciliśmy zaproponowaną trasę i idąc głównie lasami podążyliśmy do Lubikowa. Po drodze natknęliśmy się na samotnego zmotoryzowanego turystę, który prawdopodobnie nocował w lesie. W Lubikowie zrobiliśmy krótką przerwę na lody przy sklepie budząc zainteresowanie miejscowych dzieciaków.
Rokitno, kaplica p.w. Najświętszej Marii Panny. Rokitno, kaplica p.w. Najświętszej Marii Panny.
Na końcu wsi minęliśmy jakiś zrujnowany folwark i szutrową drogą (czerwonym szlakiem rowerowym) podążyliśmy w kierunku Rokitna. Pośród pól z oddali widoczna była malownicza barokowa kapliczka p.w. Najświętszej Marii Panny, na schodkach przed nią zrobiliśmy dłuższą przerwę.
Do Rokitna wchodziliśmy już w promieniach przebijającego się słońca.
W tym czasie musieliśmy wyjąć z plecaków kurtki chroniąc się przed deszczem. Mimo że do Rokitna był tylko 1 km, do miejscowości wchodziliśmy już w promieniach przebijającego się słońca.
Sanktuarium Matki Bożej Rokitniańskiej - Cierpliwie Słuchającej.
Obejrzeliśmy tu Sanktuarium Matki Bożej Rokitniańskiej - Cierpliwie Słuchającej: piękny rokokowy kościół wzniesiony w latach 1746-1756, zerknęliśmy na otaczające go obiekty m.in. plenerowy ołtarz, ogrody oraz fragment drogi krzyżowej. Dalej zamierzaliśmy przemieszczać się projektowanym (wg mapy) niebieskim szlakiem rowerowym do Kalska. Jakaś opatrzność nad nami czuwała (w sumie nic dziwnego, w końcu sanktuarium),
Rokitno, ogrody, w tle kaplica p.w. Matki Bożej Ostrobramskiej. Rokitno, ołtarz na placu świątyni. Rokitno, głaz pamiątkowy.
przy wyjściu z Rokitna zatrzymał nas mieszkaniec informując, że do Kalska jest inna, krótsza droga - zawróciliśmy. Okazało się, że projektowany szlak na mapie miał zmienioną trasę (wg otrzymanych wskazówek), a droga, którą zamierzaliśmy iść właściwie nie istniała.
Droga do Kalska prowadziła lasami, mijaliśmy jezioro Rokitno, do którego próbowaliśmy bez powodzenia dojść.
Kalsko, szachulcowy kościół p.w. Św. Bartłomieja.
W Kalsku obejrzeliśmy szachulcowy kościół p.w. Św. Bartłomieja, przez wieś przemknęła gromada rowerzystów, czyżby OWRP na rowerach? Na jednym z domów na przeciw kościoła dostrzegliśmy znak "widelca z łyżką" już myśleliśmy, że coś zjemy. Nasza radość trwała krótko - po barze został tylko znak... W tej sytuacji na znajdującym się na końcu wsi boisku zjedliśmy typowo turystyczne danie, czyli puszkę z bułką. Dalej kierowaliśmy się niebieskim rowerowym nad jezioro Głębokie.
Droga przez duchotę i zmęczenie bardzo nam się dłużyła. W końcu przy leśniczówce w Brzozowym Ługu jakiś jej mieszkaniec poinformował nas, że mamy już niedaleko dodając, że przed nami już tędy przechodziła liczna grupa. Skręciliśmy w szutrową drogę przez bagna, na której złapała nas krótka ale potężna ulewa. Schroniliśmy się pod świerczkami, w końcu trzeba było wyjąć peleryny. Gdy przedzieraliśmy się przez nowobudowaną Drogę Krajową nr 3, było po deszczu, zaświeciło słońce. Trzeba było jeszcze tylko przejść przez aktualną zatłoczoną "trójkę" i byliśmy na miejscu na polu namiotowym w Głębokim.
Głębokie. Szkoda, że zrobiło się zimno, choć byli wśród nas tacy, co odważyli się skorzystać z jeziora...
Na rozbicie namiotu trzeba było wybrać dobre miejsce, bo tu były dwa noclegi. Potem poszliśmy rozeznać teren. Okazało się, że znaleźliśmy się w małym wczasowisku: była tu ładna plaża, kilka knajpek oraz sklep. Szkoda, że zrobiło się zimno, choć byli wśród nas tacy, co odważyli się skorzystać z jeziora... Na odprawie Kierownictwo rozdawało mapy "Powiat międzyrzecki 1:70 000" - bardzo sie przydały podczas najbliższych dni.

   5. ODPRAWA   



Dzień 5. "Bunkry!"
Dzień przerwy, dla chętnych wycieczka autokarowa.
W naszym wariancie 25 km: JORDANOWO - Gościkowo - Pniewo - Kęszyca - Kol. Kęszyca - Wojciechówek - Świety Wojciech - GŁĘBOKIE


W Głębokim zaplanowany był podwójny nocleg, więc nie musieliśmy zwijać namiotu. Z myślą o śniadaniu już przed siódmą rano zameldowaliśmy się przed tutejszym sklepem (podobnie jak inni OWRP-owicze). Ten nie spodziewając się głodnych i spragnionych leniwie otworzył się kilka minut po czasie, sprzedawcy chyba byli zaskoczeni małą kolejką przed drzwiami. PKS do Międzyrzecza mieliśmy o 7:38, autobus nieco krążył po rozkopanym remontami mieście.
Na klasztor w Gościkowie tylko "rzuciliśmy okiem".
Stamtąd o 8:00 kolejnym PKS-em pojechaliśmy do Jordanowa.
Jordanowo, kościół parafialny p.w. św. Anny.
Tu w jedynym sklepiku po "naszej" stronie ulicy (ciężko było przejść na drugą stronę przez nieustający sznur TIR-ów) uzupełniliśmy zapasy na trasę. Tego dnia było chłodniej niż ostatnio, a my z przyzwyczajenia wybraliśmy się bardzo lekko ubrani, dla rozgrzewki ruszyliśmy więc żwawiej. Na klasztor w Gościkowie tylko "rzuciliśmy okiem" - nie tak dawno zwiedziliśmy go dokładnie.
Gościkowo
Żółty szlak zaraz nam gdzieś zniknął, ponownie złapaliśmy go na skraju Kolonii Gościkowo. Tego dnia zdarzało nam się to wielokrotnie, postanowiliśmy jednak w miarę możliwości nie tracić sił i czasu na błądzenie i utrzymywać kierunek według mapy, ponieważ szlak tradycyjnie był słabo oznakowany, czasami miał zmieniony przebieg, a w wielu miejscach po prostu uległ biodegradacji. Inna rzecz, że w początkowej części biegł klucząc drogami przez łąki i pola, więc często nie było gdzie umieszczać znaków. Właśnie w ten sposób dotarliśmy do lasu, pod amboną na jego skraju zrobiliśmy przerwę na drugie śniadanie. Zrobiło się chłodniej, przez chwilę pokropiło.
... musieliśmy przebijać się przez powalone drzewa.
W tym miejscu szlak powinien skręcić w prawo, niestety ścieżka biegnąca wzdłuż pola dawno zarosła. Przedzieraliśmy się (tradycyjnie w sandałach i krótkich spodniach) lawirując między rżyskiem a kolczastymi krzaczorami. Gdy wydawało nam się, że doszliśmy w pobliże pierwszego bunkra, na czuja skręciliśmy w lewo w las, słusznie, szlak się na chwilę znalazł.
Tak ukazał nam się niesamowity widok drzew obrośniętych bluszczem. Wreszcie doszliśmy do pierwszego zaplanowanego na dzień dzisiejszy bunkra nr 783.
Cofnęliśmy się i skręciliśmy w prawo, w młodniak, w którym natknęliśmy się na "zęby smoka"... ... fantastyczny widok w tej scenerii!
Tak ukazał nam się niesamowity widok drzew obrośniętych bluszczem. I znowu konsternacja, dwie drogi, nie wiadomo, w którą skręcić. Odbiliśmy w prawo, gdzie musieliśmy przebijać się przez powalone drzewa, a po dojściu do poprzecznej drogi okazało się błędem. Musieliśmy wrócić, na szczęście tylko kilkadziesiąt metrów. Wreszcie doszliśmy do pierwszego zaplanowanego na dzień dzisiejszy bunkra nr 783 Grupy Warownej "Freisen".
Dalej poszliśmy żółtym szlakiem aż do miejsca, gdzie drogę zablokowało (niczym zasieki) kłębowisko nie do pokonania złożone z pokrzyw, jeżyn i innych krzaków przeciwpiechotnych.
Potem jakiś czas przedzieraliśmy się przez chaszcze, kłujące krzewy.
Lupa.
Cofnęliśmy się i skręciliśmy w prawo, w młodniak, w którym natknęliśmy się na "zęby smoka", fantastyczny widok w tej scenerii! Idąc wzdłuż nich wyszliśmy na łąkę i zaraz trafiła się wydeptana ścieżka z powrotem na zęby smoka.
Przy wyjściu z trasy podziemnej (bunkier 716) spotkaliśmy naszą grupę, objeżdżającą tego dnia autokarem MRU.
Potem jakiś czas przedzieraliśmy się przez chaszcze, kłujące krzewy (tędy biegł szlak) i nagle droga wyprowadziła nas na łąkę z obornikiem. Jakoś pokonaliśmy to "pole minowe" i chwilę później doszliśmy do kompleksu pniewskiego, gdzie przy wyjściu z trasy podziemnej (bunkier 716 Grupy Warownej "Scharnhorst") spotkaliśmy naszą grupę, objeżdżającą tego dnia autokarem MRU i okolice: Międzyrzecz, Pniewo, Paradyż, Łagów.
Kopuły Panzerwerk 717.
W Pniewie posililiśmy się zupą pomidorową i chmielową, ruszyliśmy dalej żółtym szlakiem biegnącym szutrową drogą, na której mijaliśmy wzbijający tumany kurzu niemiecki transporter opancerzony. Chmurzyło się i z daleka było słychać grzmoty. Pierwsza burza dopadła nas w okolicach bunkra 719 (Grupa Warowna "Geisenau").
Bunkier 719. Bunkier 719.
Lunęło, sięgnęliśmy po peleryny. Po chwili ulewa przeszła, do bunkra trzeba było przedrzeć się przez mokre krzaki, a nad głowami zaświeciło słońce. Około 2 km dalej zauważyliśmy wyraźne ślady dawnej linii kolejowej (zaznaczonej na mapie MRU), które doprowadziły nas do bunkra 724 Grupy Warownej "Yorck". Całość świetnie zachowana, kopuły wyglądały jak nowe. Tam dopadła nas kolejna fala deszczu. Do ostatniego tego dnia bunkra PzW. 727, który niestety został wysadzony, musieliśmy nieco zboczyć. Dalej droga przez chwilę biegła równolegle do "zębów smoka", minęliśmy jakiś tajemniczy obiekt i doszliśmy do Kęszycy.
Świetnie zachowany bunkier 724... ... kopuły wyglądały jak nowe. Do ostatniego tego dnia bunkra 727, który niestety został wysadzony, musieliśmy nieco zboczyć. Dalej droga przez chwilę biegła równolegle do "zębów smoka". Minęliśmy jakiś tajemniczy obiekt i doszliśmy do Kęszycy.
Kęszyca, szachulcowy kościół p.w. św. Marcina.
Przy szachulcowym kościele p.w. św. Marcina zrobiliśmy krótką przerwę. Tu, biorąc pod uwagę czas i odległość od Głębokiego, musieliśmy zmienić nasze ambitne plany. Czerwonym szlakiem rowerowym doszliśmy do Kolonii Kęszyca, następnie kierując się mapą przez Wojciechówek doszliśmy do Świętego Wojciecha.
Święty Wojciech. W miejscowości obejrzeliśmy piękny szachulcowy kościółek p.w. św. Wojciecha.
W miejscowości obejrzeliśmy piękny szachulcowy kościółek p.w. św. Wojciecha i zrobiliśmy ostatnie zakupy przed końcowym etapem wędrówki. Na skraju lasu za miejscowością zrobiliśmy krótką przerwę, pod koniec której znowu zaczęło padać.
Znowu zaczęło przebijać się słońce...
Dalej na mapie droga do Głębokiego wydawała się prosta, okazało się jednak, że wiedzie ona przez tereny wojskowe, wobec tego musieliśmy wydłużyć drogę obchodząc las. Znowu zaczęło przebijać się słońce... W ten sposób doszliśmy aż do ścieżki rowerowo-pieszej biegnącej przy drodze krajowej nr 3, która doprowadziła nas do Głębokiego.
Na miejscu zjedliśmy pizze i przy piwku odpoczywaliśmy po wyczerpującym dniu obfitującym w bunkry, deszcz i cztery burze. Niestety, po przejściu ostatniego frontu bardzo się ochłodziło.

   6. ODPRAWA   



Dzień 6. "Ostatnie bunkry, odprawa w internecie."
Trasa 30 km: GŁĘBOKIE - Gorzyca - Chycina - Bledzew - Stary Dworek - SKWIERZYNA


Plaża nad jeziorem Głębokim. Głębokie, teren naszego obozu.
Gorzyca. We wsi minęliśmy remontowany pałac... Gorzyca... i stanęliśmy przed szachulcowym kościołem p.w. Serca Pana Jezusa.
Pobudka - tradycyjnie o świcie. Tego dnia część osób miała spływ kajakowy Obrą z Gorzycy do Starego Dworku. O 7:00 poszliśmy do sklepu, który tym razem otworzył się 10 minut po czasie. Zrobiliśmy zakupy, jak przystało na piątek 13, za 13 zł i byliśmy gotowi na ok. 30 km trasę. Najpierw przeszliśmy niebieskim szlakiem rowerowym z Gębokiego do Gorzycy. We wsi przeszliśmy przez most na Obrze,
... oraz barokowa kamienna płyta Georga Wilhelma Zeidlitza z 1782 roku, dawnego właściciela Gorzycy.
Gorzyca. W otoczeniu kościoła znajduje się ciekawa kaplica-grobowiec z wmurowanymi żeliwnymi krzyżami...
minęliśmy remontowany pałac i stanęliśmy przed szachulcowym kościołem p.w. Serca Pana Jezusa. W jego otoczeniu znajduje się drewniana dzwonnica, ciekawa kaplica-grobowiec z wmurowanymi żeliwnymi krzyżami oraz barokowa kamienna płyta Georga Wilhelma Zeidlitza z 1782 roku, dawnego właściciela Gorzycy.
Chycina. Przed miejscowością obejrzeliśmy rozbity bunkier PzW. 811.
Do Chyciny szliśmy 6,5 km żółtym szlakiem rowerowym, wiodącym niekończącą się aleją. Przed miejscowością obejrzeliśmy rozbity bunkier PzW. 811. Pierwszy odcinek, w sumie około 10 km, poszedł nam bardzo szybko. W Chycinie trafiliśmy na sklep, przy którym znajdowała się zachęcająca do dłuższej przerwy wiata - pozostałość po barze, można tu było spokojnie zaspokoić głód i pragnienie. Podczas przerwy gawędziliśmy z jakimś wiekowym miejscowym jegomościem, który opowiadał o swoim życiu, o psie, który pilnował swego pana niedopuszcając innych, oraz o wysadzaniu w 1945 roku bunkrów (mijanych przez nas przed chwilą), czego był świadkiem.
Chycina. Neogotycki kościół p.w. Niepokalanego Poczęcia NMP. Już na początku minęliśmy młodzież w ośrodku AWF Poznań położonym nad bardzo czystym jeziorem Chycina. Tuż obok widoczny był bunkier 814, pozostałość potężnej Grupy Warownej Moltke.
Po tym dłuższym odpoczynku podeszliśmy do stojącego na wzgórzu neogotyckiego kościoła p.w. Niepokalanej Poczęcia NMP. Ze wsi poszliśmy zielonym szlakiem wybierając dłuższy wariant, skusiły nas na tej trasie bunkry i jeziora. Już na początku minęliśmy młodzież w ośrodku AWF Poznań położonym nad bardzo czystym jeziorem Chycina. Tuż obok widoczny był bunkier 814, pozostałość potężnej Grupy Warownej Moltke. W tych okolicach swoje obozy mieli harcerze, których raz po raz mijaliśmy. Szlak jak zwykle znikał, na szczęście z mapą w ręku nie mieliśmy większych problemów. Minęliśmy jezioro Cisie (Czyste), szkoda, że pogoda nie pozwoliła nam skorzystać z tych pięknych czystych jezior. Potem próbowaliśmy bezskutecznie zlokalizować bunkier nr 817 Grupy Warownej "Roon".
Minęliśmy jezioro Cisie (Czyste), szkoda, że pogoda nie pozwoliła nam skorzystać z tych pięknych czystych jezior. Dobrze zachowana struktura umocnień, szczególnie dobrze widoczne są okopy ze stanowiskami strzeleckimi od strony pokaźnego wąwozu. W końcu wzdłuż kanału taktycznego dobrnęliśmy do Bledzewa.
Natomiast widzieliśmy dobrze zachowaną strukturę umocnień, szczególnie dobrze widoczne są okopy ze stanowiskami strzeleckimi od strony pokaźnego wąwozu. Dalej droga bardzo kluczyła, potem szliśmy pomiędzy nasypem drogi a brzegiem jeziora Lipawki, w końcu wzdłuż kanału taktycznego dobrnęliśmy do Bledzewa.
W Bledzewie obejrzeliśmy rynek, kościół św. Katarzyny,
W Bledzewie obejrzeliśmy rynek, kościół św. Katarzyny. Bledzew to sympatyczne miasteczko. Bledzew, forteczny most zwodzony przechylno-przesuwny K804.
Lupa.
forteczny most zwodzony przechylno-przesuwny K804, zaszliśmy do znajdującej się w rynku Informacji Turystycznej. Sympatyczne miasteczko, ale niestety nie było miejsca, gdzie można było usiąść, odpocząć, a przy okazji coś przekąsić. W rynku spotkaliśmy kilkoro OWRP-owiczów.
Do Starego Dworku przeszliśmy nad Obrą przez obrotowy Most Forteczny D812.
Do Starego Dworku przeszliśmy nad Obrą przez obrotowy Most Forteczny D812.
Lupa.
Z Bledzewa wyszliśmy niebieskim szlakiem, dochodząc do Starego Dworku porzuciliśmy szlak i przeszliśmy nad Obrą przez obrotowy Most Forteczny D812.
W Starym Dworku znajdował się także nietypowy kościół pw. Św. Józefa...
... oraz zrujnowany pałac opatów bledzewskich.
Wg informacji wywieszonej na zewnątrz, po wcześniejszym umówieniu można zobaczyć most w działaniu, szkoda, że nie dało się tego załatwić. Odchodząc zauważylismy, że przyjechał jakiś jegomość w moro i zajął się wypompowywaniem wody z maszynowni mostu.
Ruiny wysadzonych bunkrów PzW. 865 grupy warownej "Ludendorff".
Kopuła PzW. 867 grupy warownej "Ludendorff".
W Starym Dworku znajdował się także nietypowy kościół pw. Św. Józefa oraz zrujnowany pałac opatów bledzewskich. Stąd szlakiem zielonym doszliśmy do Lisiej Polany, gdzie w lesie, na wzórzu po drugiej stronie Obry, znajdowały się ruiny wysadzonych bunkrów grupy warownej "Ludendorff".
Lupa.
Do Skwierzyny mieliśmy kierować się niebieskim szlakiem, który gdzieś zniknął, poszliśmy więc ścieżką przyrodniczą. Po drodze musieliśmy przedostawać się przez rozległą budowę drogi S3. Zmęczeni szliśmy uliczkami przedmieść Skwierzyny rozglądając się za jakimś miejscem na obiad. Dopiero bliżej centrum, już za torami, natrafiliśmy na bar, w którym się posililiśmy. W między czasie zaczęło padać, do baru zaczęli zaglądać inni rajdowicze. Najedzeni udaliśmy się na poszukiwanie bazy - minęliśmy ją i trochę się zakręciliśmy, ale "koniec języka za przewodnika" - zapytaliśmy miejscowych
Spaliśmy na boisku Technikum na ul 2-go Lutego w Skwierzynie.
i po chwili byliśmy na miejscu. Namiot rozbijaliśmy między falami deszczu... Niebawem "Dzwonnik" Radek wzywając na odprawę ogłosił, że odbędzie się w Internecie, zamiast Internacie :) Spaliśmy na boisku Technikum na ul 2-go Lutego, do którego należał tytułowy Interna(e)t. Na odprawie Szefostwo rozdało nam mapy 1:50000 bardzo przydatne w dalszej części rajdu. Wieczorkiem odprężyliśmy się przy kufelku, chociaż ze względu na fatalną pogodę powinniśmy się raczej skusić na grzańca.

   7. ODPRAWA   



Dzień 7. "Nareszcie Puszcza!"
Trasa 18 km (wg nas 24 km): SKWIERZYNA - Murzynowo - Jezierce - GOSZCZANOWO


Zwiedziliśmy najciekawsze zabytki Skwierzyny: kościół Świętego Zbawiciela. Zwiedziliśmy najciekawsze zabytki Skwierzyny: szachulcowy spichlerz. Zwiedziliśmy najciekawsze zabytki Skwierzyny: późnogotycki kościół św. Mikołaja.
Pozwoliliśmy sobie pospać do siódmej licząc, że się rozpogodzi.
Zwiedziliśmy najciekawsze zabytki Skwierzyny: ratusz.
Zwiedziliśmy najciekawsze zabytki Skwierzyny: budynek Cechu Rzemiosł.
Niestety pogoda od rana była fatalna, było zimno i co chwilę padało. W końcu zwinęliśmy namiot w przerwie między falami deszczu. Zwiedziliśmy najciekawsze zabytki Skwierzyny: późnogotycki kościół św. Mikołaja, kościół Świętego Zbawiciela, ratusz, szachulcowy spichlerz, budynek Cechu Rzemiosł. Zrobiliśmy też zakupy na trasę. Sporo czasu zajęło nam szukanie pocztówek, które tradycyjnie wysyłamy z rajdu. Chyba wychodzą już z mody, w szczególności w miejscowościach, które nie są typowymi wczasowiskami.
Na trasę wyruszyliśmy czerwonym szlakiem rowerowym, gdyż według informacji podanej na odprawie niebieski pieszy, który był pierwotnie planowany, przez wiatrołomy i wycinkę drzew stał się nie do przejścia. Przeszliśmy przez most na Warcie, tu część OWRP-owiczów skręciła w prawo, na czarny szlak rowerowy najkrótszą drogą do osady Jezierce. My pomaszerowaliśmy kilometr dość ruchliwą szosą, z której zeszliśmy obok składu drewna przy nieistniejącej stacji kolejowej Skwierzyna-Gaj. Wędrowaliśmy lasem, co jakiś czas dopadały nas fale deszczu. Szczególnie zmoczyło nas w małej osadzie Kijewice, gdzie wraz z Bąbelkami (szliśmy z nimi prawie do końca) chcieliśmy się schować w karoserii starego samochodu.
Murzynowo, gorzelnia. Murzynowo, pałac (obecnie szkoła). Murzynowo, kościół z 1837.
Murzynowo przywitało nas mżawką i kałużami. We wsi obejrzeliśmy majątek (gorzelnia, spichlerz) z pałacem (obecnie szkoła) oraz "bezstylowy" kościół z 1837. Jedyne suche miejsce było na przystanku PKS - zjedliśmy tu drugie śniadanie zerkając czy poprawi się pogoda. Cały czas padało... W Murzynowie na chwilę wróciliśmy na szosę, potem bez szlakowo szliśmy prostą drogą szutrową w kierunku osady Jezierce. Pogoda urozmaicała nam wędrówkę, co chwilę było "peleryny włóż", padał deszcz, grzmiało, w pewnym momencie zawiał bardzo silny wiatr, po którym zaczęło świecić słońce, niestety nie na długo.
W Jeziercach minęliśmy tylko jeden dom - dawną leśniczówkę o ciekawej architekturze.
Jezierce. Za osadą dostrzegliśmy w lesie dawny cmentarz.
Jezierce. Na jednym z nagrobków znaleźliśmy czaszkę i kość...
W Jeziercach minęliśmy tylko jeden dom - dawną leśniczówkę o ciekawej architekturze. Ponoć w 1850 roku upolowano tu ostatniego wilka w Puszczy Noteckiej. Za osadą, po lewej stronie drogi, dostrzegliśmy w lesie dawny cmentarz. Na jednym z nagrobków znaleźliśmy czaszkę i kość wykopaną prawdopodobnie w okolicy. Z prochu powstałeś...
Z Bąbelkami często się mijaliśmy...
Do Goszczanowa szliśmy i szliśmy, pogoda trochę się poprawiła. Z Bąbelkami często się mijaliśmy - oni robili krótsze przerwy co godzinę prawie z zegarkiem w ręku, a my - rzadziej ale za to dłuższe, jak było dobre miejsce na posiedzenie.
Wchodząc do miejscowości zobaczyliśmy ośrodek z basenem, stołówką - organizatorzy nic nie mówili o takich wygodach. Niestety, to był jakiś "Ośrodek wypoczynkowo - szkoleniowy" otwarty tylko dla wybranych, ktoś zasięgał języka, że nawet zjeść tam nie było można. Koło ośrodka przyplątał się jakiś miejscowy piesek, kundelek. Wystarczył drobny gest i nie chciał się z nami rozstać.
Goszczanowo, neogotycki kościół filialny p.w. Świętego Jana Vianneya, malowniczo położony nad stawem.
Goszczanowo. Nocleg usytuowany był przy szkole, w której znajduje się schronisko PTSM.
Goszczanowo. Nocleg.
Nieco dalej obejrzeliśmy (wraz z psem) neogotycki kościół filialny p.w. Świętego Jana Vianneya, malowniczo położony nad stawem. Potem czym prędzej (gubiąc psa) skierowaliśmy swoje kroki do miejscowego sklepu, mijając po drodze ciekawostkę: czynną lodziarnię! Na sklepie wisiała kartka, że w dniu dzisiejszym sklep czynny od 19-tej, a była dopiero 16-sta... Okazało się, że rozgrywano gminne mistrzostwa w piłce nożnej, co spowodowało przesunięcie godzin otwarcia sklepu. Goszczanowo wygrało. Nocleg usytuowany był przy szkole, w której znajduje się schronisko PTSM. Przed 19-stą masowo ruszyliśmy do sklepu, na miejscu okazało się, że nie tylko my byliśmy spragnieni, miejscowi nas wyprzedzili. Po odprawie było ognisko, ale przynajmniej na początku było mało chętnych.

   8. ODPRAWA   



Dzień 8. "Puszczy ciąg dalszy i tekturkowy szlak."
Trasa 25 km (wg nas 28 km): GOSZCZANOWO - Lubiatów - Sowia Góra - Drzewce - MIERZYN


Z Goszczanowa długi czas szliśmy szerokim leśnym duktem, któremu leśnicy nadali nr 44.
Nad jeziorem Łąkie zrobiliśmy przerwę obserwując wędkarzy, którzy na łódkach łowili ryby.
Niedzielny poranek był pogodny. Wyruszyliśmy około 8 rano. Pierwsza część trasy, do Lubiatowa, miała przebiegać bezszlakowo, trzeba było być czujnym, żeby nie pomylić drogi. Z Goszczanowa długi czas szliśmy szerokim leśnym duktem, któremu leśnicy nadali nr 44. Była to bardzo pomocna informacja. Na piasku widzieliśmy ślady osób, które szły przed nami, co dodatkowo utwierdzało nas w pewności, że wybraliśmy właściwy kierunek. Co jakiś czas robiliśmy przerwę, żeby rozkoszować się słodkimi jagodami, których krzaki uginały się od ciężaru tych pysznych kulek. Ale jeszcze jedna rzecz zwracała tu uwagę: wśród sosen towarzyszyła nam niesamowita cisza, brakowało nam głosów ptactwa, które pojawiały się tylko, gdy przechodziliśmy w pobliżu jezior. Nad jednym z nich, jeziorem Łąkie, zrobiliśmy przerwę obserwując wędkarzy, którzy na łódkach łowili ryby. Przed Lubiatowem droga wkroczyła na piaszczyste leśne wydmy, tu dogonił nas turysta, który towarzyszył nam aż do miejscowości.
W Lubiatowie w przysklepowej altance odpoczywali "nasi". Lubiatów. Podczas przerwy przez miejscowość przemknęło kierownictwo trasy. Po drugiej ulicy stronie kusiła nas karczma Lubiatka.
Lupa.
W Lubiatowie w przysklepowej altance odpoczywali "nasi", którzy wyszli wcześniej na trasę, to po ich śladach doszliśmy do Lubiatowa. Gawędząc z miejscowymi wypiliśmy "Noteckie ciemne", które było dla nas miłą odmianą. Podczas tej przerwy przeszedł pierwszy deszcz, przez miejscowość przemknęło też kierownictwo trasy. Po drugiej stronie ulicy kusiła nas karczma Lubiatka, do której w końcu weszliśmy i posililiśmy się bardzo dobrym żurkiem.
Lubiatów, szachulcowy kościół p.w. św. Józefa. Sowia Góra, przed miejscowością zerknęliśmy na jakieś nowowybudowane urządzenia gazownicze, podobno wiertnie gazu.
Mijając na końcu wsi szachulcowy kościół p.w. św. Józefa ruszyliśmy dalej ambitnie żółtym szlakiem do Sowiej Góry. Ten odcinek biegł niestety asfaltową szosą, tuż przed miejscowością zerknęliśmy na jakieś nowowybudowane urządzenia gazownicze, podobno wiertnie gazu.
Sowia Góra, budynek z 1907 roku, w którym w okresie międzywojennym mieściła się straż celna.
Puszcza Notecka: wędrowaliśmy pomiędzy sporymi pagórkami porośniętymi wysokim sosnowym lasem.
W samej Sowiej Górze żółty szlak doprowadził nas do chyba jedynego istniejącego tu budynku z 1907 roku, w którym w okresie międzywojennym mieściła się straż celna (w pobliżu znajdowała się wówczas granica polsko-niemiecka), a później szkoła, dziś jest to dom prywatny. Na znajdującym się opodal parkingu przy drodze wojewódzkiej nr 160, pod wiatą z trzcinowym daszkiem zrobiliśmy krótki odpoczynek. Wtedy lunęło, przeczekaliśmy największy deszcz i gdy trochę zelżało, w pelerynach ruszyliśmy dalej. Żółty szlak, którym szliśmy, pojawiał się i znikał, w końcu zupełnie przepadł. Deszcz padał coraz mocniej, szkoda bo teren wygladał ciekawie: wędrowaliśmy pomiędzy sporymi pagórkami porośniętymi wysokim sosnowym lasem. Zdaliśmy się na mapę, dawno nieużywany kompas i... własny nos. Mimo wątpliwości okazało się, że prawdopodobnie szliśmy dokładnie jego przebiegiem. Przed leśniczówką Żmijowiec pojawił się szlak i słońce, na przewalonym drzewie zrobiliśmy krótką przerwę.
Grupa pomnikowych drzew przy lesniczówce Żmijowiec. Szlaku można sobie szukać... Za leśniczówką Żmijowiec napotkaliśmy dobrze oznakowany żółty szlak, tyle że wykonany z tektury.
Za leśniczówką ku naszemu zaskoczeniu napotkaliśmy dobrze oznakowany żółty szlak, tyle że wykonany z tektury, czyżby dzieło leśniczego? Oznakowanie okazało się bardzo pomocne, dzięki niemu mogliśmy iść przez plątaninę dróg rozproszonej osady Drzewce nie tracąc czasu na poszukiwanie właściwej drogi.
Wędrując wzdłuż brzegu jeziora Głęboczek musieliśmy się przedzierać się przez bagna. Wędrując wzdłuż brzegu jeziora Głęboczek musieliśmy się przedzierać się przez bagna.
Doszliśmy do jeziora Głęboczek.
W ten sposób doszliśmy do jeziora Głęboczek, wędrując wzdłuż jego brzegu musieliśmy przedzierać się przez bagna (po tej kąpieli moje buty wylądowały w koszu na śmieci). Potem na wysokim już brzegu przemknęliśmy koło ogromnych mrowisk i zobaczyliśmy strzałkę OWRP, która wskazywała nam kierunek do obozowiska. Z rozpędu przeszliśmy przez całe wczasowisko, więc zawróciliśmy do campingu MOSTiR nr 108, na którym dziś nocowaliśmy. Miejsce miało swoje wady i zalety: minusem było że rozbijaliśmy się na bagienku po ostatnich deszczach,
Mierzyn. Camping MOSTiR nr 108, na którym nocowaliśmy.
ale za to był dostęp do ciepłej wody pod prysznicem. Po rozbiciu namiotu zrobiliśmy rekonesans w poszukiwaniu obiadu. Nie chciało nam się stać w kolejce, wybraliśmy więc pustą knajpę i to był błąd, była pusta nie bez powodu - obiad był "daleki od doskonałości". Po odprawie jeszcze spacerek do pubu, w którym wieczorami było plenerowe kino, jednak po całodziennej wędrówce nie chciało nam się czekać na seans...


Dzień 9. "Trochę zabytków."
Trasa 17 km: MIERZYN - Międzychód - Ławica - Góra - SIERAKÓW
W naszym wariancie 22 km: MIERZYN - Międzychód - Ławica - Chalin - Śrem - Góra - Jaroszewo - SIERAKÓW


Międzychód, poewangelicki kościół p.w. Niepokalanego Serca Maryi.
Lupa.
Rano deszcz, w sumie podczas tego rajdu już przywykliśmy do przelotnych opadów. Licząc na poprawę pogody zaczęliśmy porządkować rzeczy w namiocie, dobrze zrobiliśmy, bo zaczęło przebijać się słońce. Na trasę wyruszyliśmy około godziny 9 idąc w licznym towarzystwie ścieżką rowerowo-pieszą do Międzychodu. Spragnieni zabytków zaczęliśmy zwiedzać miasto, a przy okazji szukać sandałów. Nasze obuwie zaliczyło bagno i tak nam przemokło, że w akcie desperacji zdecydowaliśmy kupić nawet jednorazowe. Kręcąc się po mieście co chwilę wpadaliśmy na OWRP-owiczów. Zobaczyliśmy tu dwa kościoły: p.w. Męczeństwa św. Jana Chrzciciela z XVI w. i poewangelicki
Międzychód, układ urbanistyczny z uliczkami, przy których kamieniczki są ustawione szczytowo.
Międzychód, rynek.
Międzychód, kościół p.w. Męczeństwa św. Jana Chrzciciela z XVI w. Międzychód, wąskie uliczki potocznie zwane "gąskami", dzięki którym można zajrzeć nad rzekę i jezioro jednocześnie.
p.w. Niepokalanego Serca Maryi z płytą nagrobną Krzysztofa Unruha z XVII w., rynek, ciekawy układ urbanistyczny z uliczkami, przy których kamieniczki są ustawione szczytowo, a dzięki wąskim uliczkom potocznie zwanym "gąskami" można zajrzeć nad rzekę i jezioro jednocześnie. Znowu zaczęło się chmurzyć i w dodatku kropić,
Międzychód, zabytkowa pompa zwana przez mieszkańców "Laufpompą".
po zakupie sandałów schroniliśmy w namierzonej wcześniej knajpce, w środku siedziały już nasze koleżanki z trasy. Zjedliśmy i wypiliśmy, a gdy się przejaśniło poszliśmy dalej. Po drodze nie omieszkaliśmy spróbować wody źródlanej z zabytkowej pompy stojącej przy ulicy, zwanej przez mieszkańców "Laufpompą" - pychotka :/ Jeszcze co nieco słodkiego (dla zabicia smaku siarki z pompy) i około południa w końcu wyruszyliśmy na trasę.
Międzychód, ratusz.
Najpierw maszerowaliśmy główną ulicą Międzychodu, jednocześnie drogą wojewódzką 182, minęliśmy ratusz, tory nieczynnej kolei, w końcu ma przedmieściach skręciliśmy w boczne uliczki, wraz z trzema kolorami szlaków.
Dukt w okolicach jeziora Janukowo. Jezioro Ławickie.
Ławica, dwór zbudowany ok. poł. XIX wieku. Ławica, folwark.
Niebieski, którym mieliśmy iść dłuższy czas, kluczył i znikał nam w okolicach jeziora Bielskiego i Koleńskiego, w końcu wyprowadził na szeroki dukt, którym minąwszy ładnie położone pole biwakowe nad jeziorem Ławickim doszliśmy do Ławicy. W centrum wsi znajduje się duży folwark z dworem zbudowanym ok. poł. XIX wieku, wokół którego rozciąga się park dworski z kilkoma starymi dębami. Niestety (dla turystów) obiekty są obecnie pilnie strzeżoną własnością prywatną. Popatrzeliśmy tylko z zewnątrz i poszliśmy do położonego na przeciwko sklepu z ławeczką, w którym pragnienie gasiła już grupa OWRP-owiczów.
Polnymi drogami wędrowaliśmy do Chalinia. Zespół dworsko-folwarczny w Chalinie, w którym mieści się Siedziba Ośrodka Edukacji Przyrodniczej Sierakowskiego Parku Krajobrazowego.
Chalin. Chwilkę odpoczęliśmy na ławeczkach wraz ze spotkanymi tu Jarkiem i synem. W Górze złapaliśmy czarny szlak, którym wspięliśmy się na widokowe wzgórza...
W związku z tym, że plany na kolejny dzień zostały zmienione i Organizatorzy przewidzieli zwiedzanie Sierakowa, postanowiliśmy zajść dzisiaj do Chalina (pierwotnie przewidzianego na jutrzejszej pętelce). Polnymi drogami, mijani przez konnych jeźdźców dotarliśmy do zespołu dworsko-folwarcznego w Chalinie, w którym mieści się Siedziba Ośrodka Edukacji Przyrodniczej Sierakowskiego Parku Krajobrazowego. Ale dotarliśmy za późno, w otwartej jeszcze recepcji zdążyliśmy tylko przybić pieczątkę. Chwilkę odpoczęliśmy na ławeczkach wraz ze spotkanymi tu Jarkiem i synem.
Wzgórza koło Góry, widok na wiatrak w Przemyślu. Wzgórza koło Góry, widok na jezioro Widzno. Wzgórza koło Góry, widok na jezioro Jaroszewskie.
Lupa.
Potem korzystając z zielonego szlaku przeszliśmy do Śremu i dalej szosą do malowniczo położonej w dolinie wsi Góra. Tu zacząłem odczuwać skutki chodzenia w przemokniętym obuwiu...
Jaroszewo, mogiła żołnierzy napoleońskich.
Lupa.
W Górze złapaliśmy czarny szlak, którym wspięliśmy się na widokowe wzgórza i obchodząc jezioro Jaroszewskie, potem przechodząc przez Jaroszewo,
Zameldowaliśmy się na Campingu OSiR nr 109, gdzie nocowaliśmy razem z trasami nr 1 i 3.
zameldowaliśmy się na Campingu OSiR nr 109, gdzie nocowaliśmy razem z trasami nr 1 i 3. Rozbiliśmy namiot i poszliśmy do położonego nad brzegiem jeziora budynku OSiR, w którym znajdowały się bary i restauracja, w której zamówiliśmy sobie na obiad schabowe. Dodatkową atrakcją była tego wieczora orkiestra dęta z Grodziska, która przygrywała nam jakby nie było do kotleta :) Po wysłuchaniu ich repertuaru zmieniliśmy zdanie o orkiestrach dętych, dawno się tak nie ubawiliśmy.
Ośrodek OSiR Sieraków, dodatkową atrakcją była tego wieczora orkiestra dęta z Grodziska Wielkopolskiego. Położony nad brzegiem Jaroszewskiego jeziora budynek OSiR, w którym znajdowały się bary i restauracja. Ośrodek OSiR Sieraków, dodatkową atrakcją była tego wieczora orkiestra dęta z Grodziska Wielkopolskiego. Ośrodek OSiR Sieraków, dodatkową atrakcją była tego wieczora orkiestra dęta z Grodziska Wielkopolskiego.


   10. ODPRAWA   



Dzień 10. "Trochę luzu."
Trasa (ok. 8 km): SIERAKÓW - zwiedzanie


Rano obudziła nas ulewa. Na szczęście mamy tu podwójny nocleg, więc dziś nie ma pakowania. Od pobudki o 6-tej czekaliśmy do około 8-mej z nadzieją, że przestanie padać. Niestety wyruszyliśmy w deszczu. Na godzinę 10 było zaplanowane zwiedzanie z przewodnikiem sierakowskiego Pobernardyńskiego Kościoła Najświętszej Maryi Panny Niepokalanie Poczętej zwanego "Perłą Sierakowa".
Sieraków. W kościele zajęliśmy miejsca w ławkach, nasz przewodnik-ksiądz opowiadał historię kościoła i miasta przez ponad godzinę. Sieraków, Pobernardyński Kościół Najświętszej Maryi Panny Niepokalanie Poczętej. Sieraków, Pobernardyński Kościół Najświętszej Maryi Panny Niepokalanie Poczętej.

Do centrum Sierakowa doszliśmy tuż po godzinie 9-tej, kręciliśmy się oczekując na otwarcie i rozglądając się w poszukiwaniu czegoś do zjedzenia na śniadanie. W kościele zajęliśmy miejsca w ławkach, nasz przewodnik-ksiądz opowiadał historię kościoła i miasta przez ponad godzinę, potem obejrzeliśmy wnętrze zaglądając we wszystkie zakamarki.
Sieraków, zamek Opalińskich. Sieraków, zamek Opalińskich, w odrestaurowanym lewym skrzydle znajdowało się muzeum.
Sieraków, zamek, sarkofagi rodziny Opalińskich w muzeum.
Następnie przeszliśmy do zamku Opalińskich, gdzie w odrestaurowanym lewym skrzydle znajdowało się muzeum, wstęp był na znaczek rajdowy. Potem zerknęliśmy jeszcze na założone w 1829 roku Stado (nie Stadninę!) Ogierów Sierakowskich,
Potem zerknęliśmy jeszcze na założone w 1829 roku Stado (nie Stadninę!) Ogierów Sierakowskich.
widząc tłumy chętnych szybko się wycofaliśmy do rynku i zaczęliśmy szukać miejsca z piwkiem. Szukaliśmy i szukaliśmy, jedynym miejscem okazała się być pizzeria w rynku, w której zastaliśmy wielu OWRP-owiczów. Skusiliśmy się tam na pizzę, przez co pobyt w lokalu wydłużył nam się do prawie 2 godzin. W międzyczasie wypełniliśmy kupione w Skwierzynie pocztówki, a za oknem przesuwała się kolejna ulewa...
Sieraków, zruinowany szachulcowy zbór ewangelicki.
Sieraków, zruinowany szachulcowy zbór ewangelicki.
Sieraków, zruinowany szachulcowy zbór ewangelicki.
Lupa.
Po obiedzie wyruszyliśmy na poszukiwanie drugiej sierakowskiej świątyni - dawnego zboru ewangelickiego i zobaczywszy go przeżyliśmy szok: piękny szachulcowy kościół przypominał ruinę, w listopadzie 2010 r zawaliła się wieża odsłaniając wnętrze świątyni. Niestety nie rokuje to dobrze na przyszłość, wprawdzie widać jakieś zabezpieczenie obiektu, jednak to rumowisko belek otwarte na warunki atmosferyczne...
Sieraków, powstały w latach 1908-1909 dziesięcioprzęsłowy most przez Wartę, jedna z najstarszych konstrukcji betonowych w Wielkopolsce. Sieraków, zamek Opalińskich.
Stamtąd przeszliśmy na powstały w latach 1908-1909 dziesięcioprzęsłowy most przez Wartę, to jedna z najstarszych konstrukcji betonowych w Wielkopolsce.
Sieraków

Ze względu na późną porę oraz stan moich nóg postanowiliśmy zrezygnować z proponowanego przez Kierownictwo przejścia do rezerwatu "Buki nad jeziorem Lutomskim". W związku z tym, że na jutrzejszym noclegu nie ma sklepu,
Sieraków. Po drobnych zakupach w miejscowym sklepie zasiedliśmy na "Fortunce"...
zrobiliśmy zakupy, które następnego dnia rano spakowaliśmy z bagażami. Wracając do bazy po drodze mijaliśmy uliczki prowadzące do innych ośrodków, postanowiliśmy zerknąć, co tam jest. Naszym oczom ukazały się parasole "Fortuny", z niedowierzaniem weszliśmy do środka, okazało się, że jest "z nalewaka" :) Po drobnych zakupach w miejscowym sklepie zasiedliśmy na "Fortunce"...
Sieraków, do ośrodka przyjechali strażacy ze specjalistycznym sprzętem... ... usunąć gruby nadłamany konar zwisający nad obozowiskiem, a dokładniej prawie nad naszym namiotem.
Koło 16-tej podczas drobnego deszczu przemknęliśmy do namiotu. Zaczęliśmy przeglądać materiały i mapy na następny dzień, gdy... do namiotu KTOŚ ZAPUKAŁ. Wyjrzeliśmy - to strażak z poleceniem opuszczenia namiotu i przejścia w bezpieczne miejsce.
Sieraków, ośrodek OSiR. Sieraków, plaża.
Okazało się, że do ośrodka przyjechali strażacy ze specjalistycznym sprzętem usunąć gruby nadłamany konar zwisający nad obozowiskiem, a dokładniej prawie nad naszym namiotem. Po tych wszystkich atrakcjach kręciliśmy się po ośrodku obserwując wracających z rezerwatu i oczekując na odprawę. Wieczorem poszliśmy na "Noteckie"...

   11. ODPRAWA   



Dzień 11. "Powrót do Puszczy."
Trasa 20 km: SIERAKÓW - Piaski - jez. Kubek - Kobusz - MARYLIN
W naszym wariancie 24 km: SIERAKÓW - Piaski - jez. Kubek - Kobusz - Piłka - MARYLIN


Sieraków. Śniadanie zjedliśmy tuż za oglądanym wczoraj mostem przez Wartę w miejscu wodowania kajaków... ... ze względu na panujący chłód było to bardzo szybki posiłek.
Pobudka z rana, trochę jeszcze padało. W Sierakowie dokończyliśmy zakupy na dwa dni, te musieliśmy zanieść do Marylina w plecakach, dodatkowo zakupiliśmy kiełbaski na zapowiadane ognisko. Śniadanie zjedliśmy tuż za oglądanym wczoraj mostem przez Wartę w miejscu wodowania kajaków, ze względu na panujący chłód było to bardzo szybki posiłek.
Piaski. Przy skręcie do lasu, w okolicach krzyża upamiętniającego hitlerowski obóz pracy, minęła nas straż leśna. Jezioro Lichwińskie.
Lupa.
Ruszyliśmy zielonym szlakiem, szosą przez Piaski. Na asfalcie leżało dużo gałęzi połamanych przez ostatnie wichury. Przy skręcie do lasu, w okolicach krzyża upamiętniającego hitlerowski obóz pracy, minęła nas straż leśna. Wędrując wzdłuż leśnego jeziorka (odnoga Lichwińskiego?), zdając się na marne oznakowanie zagadaliśmy się i niestety trochę się zapędziliśmy. Musieliśmy wracać około kilkuset metrów, później na szczęście byliśmy już uważniejsi. Po powrocie na szlak idąc wzdłuż jeziora Lichwińskiego w jego połowie natrafiliśmy na ładnie położone pole biwakowe. Dochodząc do położonej opodal leśniczówki Góra Lodzia spotkaliśmy luzem biegające dwie czarne kozy, gdy nas zobaczyły przyglądały się przez chwilę i wzięły nogi za pas.
Leśniczówka Jeleniec. Jezioro Kubek z maleńką wysepką na środku.
Zielony szlak doprowadził nas do leśniczówki Jeleniec, tam przywitał nas Ciapek, pilnujący dobytku (pewnie inni też zostali obszczekani). Za leśniczówką skręciliśmy w prawo w zarośniętą drogę, która doprowadziła nas na malowniczą krawędź jeziora Kubek z maleńką wysepką na środku.
Góry Francuskie... mijali nas OWRP-owicze.
Idąc wzdłuż brzegu szukaliśmy dobrego miejsca na przerwę, niestety trawa była mokra, brzeg stromy a zwalonych drzew mało. Dopiero kilkaset metrów od jeziora trafiliśmy na przewróconą ambonę, jej podporę wykorzystaliśmy na siedzenie. Gdy my jedliśmy i piliśmy, mijali nas OWRP-owicze.
Widok z Łysej Góry. Kurki na Łysej Górze. Widok na Łysą Górę.
Po przerwie idąc lasami doszliśmy do Łysej Góry - tak się domyśliliśmy, tabliczki nie było, a góra była wysoka i częściowo bez drzew. Licząc na ciekawą panoramę wspiąłem się na nią, widok niestety był ograniczony, wzgórze zaś było porośnięte kurkami, tylko że... my ich nie zbieraliśmy.
Na Łysej Górze Pod Łysą Górą
Za leśniczówką Kobusz szlaki rozchodziły się, my skręciliśmy na żółty.
Nam też udało się po drodze znaleźć ogromnego grzyba.
W leśniczówce Kobusz podjęliśmy decyzję, żeby pójść przez Piłkę, miał się tam znajdować zajazd "Sarenka" i zabytkowy kościół. Za leśniczówką szlaki rozchodziły się, my skręciliśmy na żółty, początkowo wędrowaliśmy z parą "Bąbelków", później zostawiliśmy ich na trasie zajętych zbieraniem grzybów. Nam też udało się po drodze znaleźć ogromnego grzyba, którego wyjątkowo wzięliśmy - Bąbelki miały prezent.
Im bardziej zbliżaliśmy się do Piłki, tym więcej mijaliśmy wiatrołomów.
Im bardziej zbliżaliśmy się do Piłki, tym więcej mijaliśmy wiatrołomów, wyglądało to strasznie. Doszliśmy do Piłki, idąc przez wieś rozglądaliśmy się za sklepami i "Sarenką". Z daleka zajazd wydawał się zamknięty, ku naszej uciesze mimo że pusty był czynny.
Lupa.
Pani menu wyrecytowała z pamięci, nie było kart, do wyboru były dwie zupy: flaki i jarzynowa, oraz trzy drugie dania: pieczeń, schabowy i żeberka. Skusiliśmy się na pieczeń, ja dodatkowo na flaki. Drugie danie było podane w nietypowy sposób, pieczeń na talerzu, a ziemniaki oddzielnie w misce na nas dwoje, do tego pełno surówek, a wszystko było przepyszne, domowe.
Piłka. Miejscowy kościół pw. NMP Wniebowziętej zwiedzaliśmy niestety w deszczu.
Miejscowy kościół p.w. NMP Wniebowziętej zwiedzaliśmy niestety w deszczu i ruszyliśmy asfaltem do Marylina. Po drodze na drzewach wisiała informacja o zakazie wstępu do lasu ze względu na wiatrołomy.
Marylin. Był tu też maszt telefonii komórkowej, akurat pod którym spaliśmy.
Nocleg znajdował się przy dawnej szkole, której budynek, mimo że kolej tu nigdy nie dotarła, otrzymał nazwę „Dworzec Marylin”.
Nocleg znajdował się przy dawnej szkole, której budynek, mimo że kolej tu nigdy nie dotarła, otrzymał nazwę "Dworzec Marylin". Warunki może nie najgorsze, ale przy ładnej pogodzie, kiedy można skorzystać z pobliskiego jeziora, na miejscu była tylko toaleta, bez prysznica. Koło budynku znajdowała się także zruinowana stodoła, mieliśmy zakaz wstępu do niej, ale co chwilę ktoś do niej zaglądał. Był tu też maszt telefonii komórkowej, akurat pod którym spaliśmy. Gdy wszyscy się zeszli miał miejsce nieprzyjemny incydent: jedno z bawiących się piłką dzieci capnął pies OWRP-owiczki. Okazało się, że zwierzak nie dawno opuścił schronisko i wszystko go niepokoiło.
Tylko nieliczni skusili się na upieczenie kiełbasek „na mokro”.
Szkoda dzieciaka, szkoda psa... na szczęście nic groźnego się nie stało.
Po odprawie było zapowiedziane ognisko, ogień już płonął, gdy znienacka lunęło. O dziwo ulewa nie ugasiła ognia, towarzystwo jednak gdzieś się rozeszło i kiedy zelżał tylko nieliczni (w tym Przemek i my) skusili się na upieczenie kiełbasek "na mokro".

   12. ODPRAWA   



Dzień 12. "Szybkie przejście."
Trasa 22 km: MARYLIN - Dębogóra - Tomaszewo - Mokrz - szlakiem czerwonym - WRONKI


Dzisiaj kierunek Wronki, przedostatni dzień przez Puszczę. Tempo narzuciliśmy dosyć szybkie, może dlatego, że dookoła tylko las, a po kilku dniach przecinania puszczy po prostu mieliśmy jej już nadmiar.
Krzyż w okolicach leśniczówki Dębogóra. Kolejne trofeum...
Lupa.
Z Marylina kierowaliśmy się bez szlaku na leśniczówkę Dębogóra mijając co jakiś czas naszych. Za leśniczówką zatrzymał się koło nas leśniczy jadący terenowym samochodem.
Dąb Spalski koło leśniczówki Dębogóra.
Wypytywał dokąd to zmierzamy, my oczywiście opowiedzieliśmy mu o idei OWRP-u. Leśniczy pożegnał nas wskazując drogę do leśniczówki Tomaszewo. Po drodze pojawił się zielony szlak, który wg mapy mieliśmy złapać w innym miejscu. W między czasie zmoczył nas deszcz. Za leśniczówką Tomaszewo zrobiliśmy popas na jagodach, które poza kurkami są chyba wizytówką Puszczy. Trudno było się oprzeć, skoro tak były wielkie i słodkie...
W Mokrzu, omijając stację PKP, przeskoczyliśmy na czerwony szlak do Wronek. I znowu deszcz, tym razem na tyle duży, że trzeba było na chwilkę przystanąć, niektórzy chroniąc się przed ulewą wciskali się pod gęste gałęzie świerków.
Wronki, pomnik Powstańców Wielkopolskich.
Lupa.
Przez całą drogę spotykaliśmy kogoś z naszej trasy. Dzięki temu, że szliśmy dosyć szybko, do Wronek doszliśmy około godziny 14, na wejściu do miasta mijaliśmy stadion klubu piłkarskiego Amica. Tym razem nocleg mieliśmy na dużej łące koło boiska "Orlika" i miejsca wodowania kajaków nad Wartą. W godzinach otwarcia "Orlika" mieliśmy dostęp do ciepłego prysznica i ładnych toalet, a po 21 zostały nam już tylko budki Toi Toi, a dla odważnych kąpiel w Warcie, z rana niestety tak samo.
Wronki. Tym razem nocleg mieliśmy na dużej łące koło boiska „Orlika” i miejsca wodowania kajaków nad Wartą. Wronki, więzienie.
Odprawa we Wronkach. Wronki. Wieczór był pogodny, ale wietrzny i chłodny, trzeba było rozgrzewać się w podgrupach :)
Po rozbiciu namiotu, spragnieni i głodni ruszyliśmy przez most do centrum. Niestety na samym początku złapała nas potężna burza i ulewa. Udało nam się schronić, a gdy choć trochę przestało padać przemknęliśmy na tutejszy rynek i znowu musieliśmy się schować. U miejscowych "towarzyszy niedoli", zasięgnęliśmy języka gdzie można zjeść. Okazało się, że w przeciwnej pierzei rynku jest restauracja "Pod Aniołami", przebiegliśmy. Najedzeni poszliśmy rzucić okiem na miasto i zrobić zakupy. Wróciliśmy na bazę. Korzystając z okazji, że nie było kolejki, poszliśmy pod prysznic, niestety w tym czasie bez uprzedzenia zorganizowano zwiedzanie Wronek z przewodnikiem (choć zapowiadane było na następny dzień). No trudno. Wieczór był pogodny, ale wietrzny i chłodny, po odprawie trzeba było rozgrzewać się w podgrupach :)

   13. ODPRAWA   



Dzień 13. "Nagła zmiana."
Trasa 18 km: WRONKI - Puszcza Notecka - MIŁKOWO / po zmianie 19 km STAJKOWO


Wronki. Nocleg mieliśmy na dużej łące koło boiska „Orlika”. Wronki, klasztor.
Ranek nadal chłodny i wietrzny, ciężko zwijało się namiot. Zrobiliśmy szybkie zakupy. Jedząc śniadanie na ławeczce na rynku obserwowaliśmy OWRP-owiczów krążących po centrum i okolicznych uliczkach w oczekiwaniu na godzinę 9:00, na którą przewidziane było wejście do muzeum. Ci którzy nadchodzili ostatni, przynieśli wiadomość po chwili potwierdzoną przez Kubę: ulewa zalała boisko w Miłkowie, zrobiło się bagienko. W związku z tym nocleg będzie przeniesiony.
Wronki. Muzeum. Wronki. Muzeum.
W muzeum mimo zamknięcia spowodowanego przerwą wakacyjną przeznaczoną na inwentaryzację udostępniono nam sale do zwiedzania. Przewodniczka dość szczegółowo opowiedziała historię miasta i opisała przedmioty znajdujące się w gablotach. W środku zeszło nam około godziny. Po wyjściu poinformowano nas,
Wronki. Po wyjściu z muzeum poinformowano nas, że śpimy w Stajkowie koło remizy OSP.
że śpimy w Stajkowie koło remizy OSP.
iWronki. Kościół klasztorny oo. Franciszkanów z XVII wieku. Wronki. Rynek.
Wronki. Kościół p.w. św. Katarzyny w stylu gotyckim, wzniesiony pod koniec wieku XV wieku. Wronki. Ratusz.
Lupa.
Niestety, ranne ptaszki dowiedziały się o tym dopiero w Miłkowie (na szczęście dla nich to ten sam kierunek).

Wronki. Przypominająca zamek wieża ciśnień z 1893 roku.
Kupiliśmy coś słodkiego na ząb i przeszliśmy jeszcze raz przez Wronki oglądając kościoły: klasztorny oo. Franciszkanów z XVII wieku i p.w. św. Katarzyny w stylu gotyckim, wzniesiony pod koniec wieku XV wieku (akurat remontowano tam dach). Zerknęliśmy też na ratusz oraz przypominającą zamek wieżę ciśnień z 1893 roku.
Idąc wreszcie na trasę przeszliśmy z powrotem przez Wartę i obok naszego pustego już obozowiska. Dalej niestety około 2 km asfaltem, musieliśmy dojść do osady Piła, gdzie wchodziliśmy na szeroki leśny dukt. Wędrując nim bardzo często mijaliśmy się z osobami z naszej trasy. Według wczorajszej odprawy droga miała być prosta, jednak w połowie drogi doszliśmy do miejsca, gdzie trzeba było zdecydować: idziemy dalej prosto czy skręcamy? Kierując się kompasem i słupkami działowymi poszliśmy prosto.
Na trasie...
Kawałek dalej zorientowaliśmy się, że za bardzo odbiliśmy w prawo, a niestety za nami poszło kilka osób. Na szczęście po jakimś czasie wróciliśmy na właściwą drogę. Idąc lasem nasze towarzystwo "kosiło" kurki. W oddali widzieliśmy zbaczającą grupę dzieciaków z Domu Dziecka w Lubsku, ktoś zawołał, żeby zawrócili, oni też mieli nocować w Stajkowie. Kawałek dalej, podczas odpoczynku znowu mijała nas grupa dzieciaków, spodobała im się "kukułka" - zyskałem nawet nową ksywkę: "Pan Kukułka" :)
Do Stajkowa wchodziliśmy długą kasztanową aleją. Stajkowo.
Dalej już zielonym szlakiem zmierzaliśmy do Stajkowa, do którego wchodziliśmy długą kasztanową aleją. We wsi poruszenie, chyba nigdy nie było tu tylu obcych. Wszyscy uprzejmie kierowali nas do naszej bazy - spaliśmy przy agroturystyce "Nad stawem". Na miejscu okazało się, że we wsi nocują jeszcze dwie trasy: "trójka" przy OSP (tu mieliśmy także sanitariaty i prysznice), a "dwójka" z nami. Spotkaliśmy tu znajomych z dawnych OWRP-ów...
Stajkowo. Na godzinę 19:30 zostaliśmy zaproszeni do świetlicy przy OSP na spotkanie, na którym zaprezentowano nam stronę internetową o Wielkopolsce http://regionwielkopolska.pl
We wsi były dwa sklepy, wybraliśmy ten mniej oblegany. Pani sprzedawczyni pozwoliła nam wypić "Noteckie" przy prywatnym parasolu. Przemek zaproponował nam na następny dzień, żeby nie iść prosto do oddalonego tylko o 4 km Lubasza, ale kilkunastokilometrową trasą przez zamek Goraj, dał nam też mapę na ten odcinek, z ochotą przystaliśmy na propozycję. Na godzinę 19:30 zostaliśmy zaproszeni do świetlicy przy OSP na spotkanie, na którym zaprezentowano nam stronę internetową o Wielkopolsce regionwielkopolska.pl
Stajkowo. Sesja zdjęciowa. Stajkowo. Dobre zdjęcie wymaga poświęcenia...
Bąbelki w Stajkowie. Stajkowo. Dobrzy znajomi...

Stajkowo. Podziękowanie... Stajkowo. Sesja zdjęciowa. Stajkowo. Sesja zdjęciowa.
Po odprawie jak zawsze pod koniec rajdu odbyła się sesja zdjęciowa w rajdowych, tym razem ciemno
Stajkowo. Po godzinie 21, prawie po ciemku, zorganizowano konkurs krajoznawczy, w którym w końcu wziąłem udział.
zielonych koszulkach. Nie wiem czy nasz kolor był atrakcyjny, ale otrzymaliśmy propozycję zamiany...
A po godzinie 21, prawie po ciemku, zorganizowano konkurs krajoznawczy, w którym w końcu wziąłem udział. Na koniec ostatnie ognisko, przy którym kapitalnie grał i śpiewał chłopak z gitarą z drużyny harcerskiej Bra-De-Li.
Stajkowo. Na koniec ostatnie ognisko... Stajkowo. Na koniec ostatnie ognisko... ... przy którym kapitalnie grał i śpiewał chłopak z gitarą z drużyny harcerskiej Bra-De-Li. Stajkowo. Wszyscy pieką kiełbaski... ... Przemek też :)


   14. ODPRAWA   



Dzień 14. "W końcu zamek."
STAJKOWO - LUBASZ
Trasa 4 km w naszym wariancie 14 km: STAJKOWO - Bzowo - Goraj - Goraj-Zamek - LUBASZ


Stajkowo. Zbiórka bagaży. Stajkowo. Obozowisko.
Bzowo, neorenesansowy pałac z końca XIX wieku.
Mimo późnego capstrzyku (ognisko) obudziliśmy się oczywiście o świcie. Zjedliśmy szybkie śniadanie pod miejscowym sklepem i trochę po 8-mej wyruszyliśmy na trasę. W Bzowie, w pobliżu neorenesansowego pałacu z końca XIX wieku, dogonili nas Marek z synem. Prawdopodobnie tylko nas czworo z trasy nr 2 zdecydowało się na ten wariant, reszta po prostu poszła od razu do Lubasza.
Szlak biegł malowniczą polną drogą... Szkoła w Goraju.
Dalej poszliśmy jednak osobno: oni asfaltem, my szlakiem licząc, że w Goraju uda się skrócić trasę idąc torami nieczynnej kolei. Szlak biegł malowniczą polną drogą, jednak na przejeździe okazało się, że tory są bardzo zarośnięte i zamiast przedzierać się woleliśmy przejść przez centrum wsi.
Goraj. Minąwszy wieś zaczęliśmy wspinać się szosą wzdłuż torów do Czarnkowa.
Goraj-Zamek.
Goraj-Zamek. Nie chcąc przeszkadzać czmychnęliśmy zerknąć na pięknie odremontowaną ujeżdżalnię.
Minąwszy wieś zaczęliśmy wspinać się szosą wzdłuż torów do Czarnkowa. Na małej "przełęczy" odbiliśmy w boczną drogę prowadzącą do zamku wzniesionego w latach 1908-1912 dla Wilhelma Bolka Emanuela von Hochberg.
Goraj-Zamek. Zamek wzniesiony w latach 1908-1912 dla Wilhelma Bolka Emanuela von Hochberg. Goraj-Zamek. Przed zamkiem kierownictwo i uczniowie szkoły ubrani w odświętne myśliwskie stroje oczekiwali na jakichś gości.
Goraj-Zamek. W międzyczasie mogliśmy zwiedzić część wnętrz zamku, w których mieści się szkolny internat. Goraj-Zamek. W międzyczasie mogliśmy zwiedzić część wnętrz zamku, w których mieści się szkolny internat.
Obecnie w zamku znajduje się Zespół Szkół Leśnych. Spotkaliśmy się tu znowu z Markiem i synem, oni byli wcześniej i akurat uciekali. Przed zamkiem kierownictwo i uczniowie szkoły ubrani w odświętne myśliwskie stroje oczekiwali na jakichś gości. W międzyczasie mogliśmy zwiedzić część wnętrz zamku, w których mieści się szkolny internat (oprowadzał nas jeden z uczniów). Wychodząc byliśmy świadkami uroczystego powitania: myśliwi w kapeluszach z piórami grali na rogach... Nie chcąc przeszkadzać czmychnęliśmy zerknąć na pięknie odremontowaną ujeżdżalnię.
W połowie zejścia zaczęliśmy mijać OWRP-owiczow z innych tras podchodzących do zamku. Po wyjściu na skraj
Do Lubasza poszliśmy na azymut kierując się na widoczne z daleka wieże kościelne.
Potem ruszyliśmy w dół, szukając drogi na Lubasz. Szlak biegł pokrętnymi serpentynami w wąwozach niczym w małych górach.
Lubasz. W drodze na metę zwiedziliśmy tutejszy kościół parafialny p.w. Narodzenia Najświętszej Maryi Panny z 1761 roku... Lubasz ...oraz zabytkowy cmentarz przykościelny.
lasu zrobiliśmy przerwę. Do Lubasza poszliśmy na azymut kierując się na widoczne z daleka wieże kościelne. W drodze na metę zwiedziliśmy tutejszy późnobarokowy kościół parafialny p.w. Narodzenia Najświętszej Maryi Panny z 1761 roku oraz zabytkowy cmentarz przykościelny.
Lubasz. Na scenie rozpoczęła się część oficjalna... Lubasz ...wręczenie różnych nagród.
Lubasz. Kierownictwo naszej trasy uhonorowało nagrodami część uczestników w... hmm, kontrowersyjnych kategoriach. Lubasz. Za zdobyte jakimś cudem pierwsze miejsce we wczorajszym konkursie krajoznawczym dostałem puchar i piękny album.
W znajdującym się za cmentarzem ośrodku powoli zaczynała się impreza zakończeniowa. Rozbiliśmy namiot i zaczęliśmy się rozglądać, w pobliżu namiotów rozstawionych przez organizatorów spotkaliśmy wielu znajomych z poprzednich rajdów, często znanych nam tylko z widzenia :)
Lubasz. W pobliżu namiotów rozstawionych przez organizatorów spotkaliśmy wielu znajomych z poprzednich rajdów, często znanych nam tylko z widzenia :)
Lupa.
Na miejscu można było zdobyć odznaki, pieczątki, dodatkowe materiały, upominki etc. Zaliczyliśmy też obowiązkową grochówkę z wkładką. Na scenie rozpoczęła się część oficjalna: wręczenie różnych nagród, w między czasie przygrywały zespoły, były różne podziękowania. Kierownictwo naszej trasy uhonorowało nagrodami część uczestników w hmm... kontrowersyjnych kategoriach: kol. Wenacjusza za sumienność i wytrwałość (w pierwszej części rajdu często spotykaliśmy się na trasie, niestety kontuzja wyeliminowała Go we Wronkach), klub "Bąbelki" jako najliczniejszą grupę, kol. Józefa za najgłośniejsze chrapanie, Andrzeja "Szkota" za "męczenie wywodami i kuszenie nogami" oraz Jurka - najmłodszego uczestnika :)
Lubasz. Kościół parafialny p.w. Narodzenia Najświętszej Maryi Panny. Lubasz. XVIII-wieczny, klasycystyczny pałac (obecnie własność prywatna).
Lupa.
Za zdobyte jakimś cudem pierwsze miejsce we wczorajszym konkursie krajoznawczym dostałem puchar i piękny album.
Lubasz. Tu od Ali dzierżącej buławę OWRP otrzymaliśmy propozycje tras na OWRP 2013.
Później trochę zmęczył nas ten zgiełk, poszliśmy więc obejrzeć zabytki Lubasza: jeszcze raz kościół oraz XVIII-wieczny, klasycystyczny pałac (obecnie własność prywatna).
Lubasz. Plaża.
Wracając zaszliśmy do miejscowej restauracji na obiad, potem jeszcze do małego "chłopskiego" pubu na "Noteckie" i wróciliśmy na bazę. Tu od Ali dzierżącej buławę OWRP otrzymaliśmy propozycje tras na OWRP 2013. Wieczór spędziliśmy w gronie Łodzian z KTP "Salamandra", snując plany o OWRP w Łódzkiem...


Dzień 15. "To już koniec."
Trasa: autokar do Poznania, PKP do Łodzi


No i nadszedł ten dzień, o 9:00 rano odjeżdżał autokar do Poznania, na który byliśmy zapisani. Niestety okazało się, że wszyscy którzy nim jadą mają tyle bagażu, że były problemy z pakowaniem, a nawet wejściem. Kierowca miał szczególne problemy ze sterczącymi kółkami wózków bagażowych. O mały włos nie zostaliśmy na lodzie, ale jakaś pomocna dłoń nieznanej z imienia koleżanki sprawiła, że się jakoś się udało (przy okazji dziękujemy i pozdrawiamy). Po 10 byliśmy w Poznaniu, gdzie czekała przewodniczka, która oprowadziła nas i kilkoro innych OWRP-owiczów po centrum miasta.
Poznań. Kamieniczki. Poznań. Koziołki. Poznań. Kościół farny p.w. św. Stanisława Biskupa. Poznań. Ratusz. Poznań. Ratusz. Poznań. Przewodniczka oprowadziła nas i kilkoro innych OWRP-owiczów po centrum miasta.
Koło godziny 14-tej rozeszliśmy się, my jeszcze zaliczyliśmy obiad, o 16:51 mieliśmy powrotny pociąg :-(


Podsumowanie:
  1. niestety, pogoda trochę nie dopisała (choć mogło być gorzej), ale to podobno specyfika Wielkopolski...
  2. nie podjechaliśmy ani razu, a nawet w wolny dzień dołożyliśmy sobie dodatkowe 25 km, według orientacyjnych obliczeń zrobiliśmy w sumie ok. 315 km;
  3. przebieg trasy i noclegi pomyślane były rewelacyjnie (przynajmniej na naszej "czwórce"), tylu jezior nie mieliśmy na, bądź co bądź, Mazurach 2 lata wcześniej, jednak z powodu punktu 1 nie zawsze można było z nich skorzystać;
  4. szkoda, że lubuskie PTTK nie włączyło się mocniej w organizację rajdu (np. prezentacja mostów obrotowych, wejścia do zabytkowych kościołów;
  5. właśnie obiekty MRU, a także zagłębie grzybowe o nazwie "Puszcza Notecka" były najsilniejszymi akcentami rajdu;
  6. fajne wrażenia pozostawiły na nas miejscowości z klimatem m.in. Trzciel, Pszczew, Bledzew, Sieraków, Wronki;
  7. szkoda, że tak rzadko spotyka się "lane" piwa regionalne.

W galerii fotek możesz przejrzeć same zdjęcia, w galerii panoram kilka "szerokich" ujęć, natomiast w galerii odprawy możesz odsłuchać zebrane pliki MP3.


Aktualizacja: