Ryszard BAŁABUCH
Czas mija! Banał. Kalendarz zbliża się do początku lipca. Pora jechać na tegoroczne
wędrowanie. Koledzy z Gdańska zaprosili na trasy pomorskie. Połączyli Rajd ze swoim - Klubu
Turystów Pieszych Bąbelki - Jubileuszem. Zaproponowali trzy trasy. Ja wybrałem tę, której
początek miał miejsce w Sławnie. Dzięki PKP miałem łatwy bezpośredni dojazd; na trasie dołączył
kolega i nocną jazdą dotarliśmy do Sławna na spotkanie z organizatorami. Szybkie rozstawienie
namiotu i jazda do Darłowa - zwiedzanie Muzeum Książąt Pomorskich na zamku i spacer do
Darłówka; na legendarnej patelni zlot pojazdów militarnych i targi sprzętu dla pasjonatów.
Wieczorem po powrocie pierwsza odprawa i długie powitania z uczestnikami.
Rano wymarsz na trasę. Z małym gronem kolegów gubiąc niejednoznacznie wytyczony
szlak i forsując systemy melioracyjne udało się dotrzeć na nocleg. Blisko dziennej mety zamek -
pozostałości po rodzinie rycerskiej Podewils, dzisiaj elegancki hotel. Daleko wybrane miejsce
biwakowe w okolicy miejscowości Krąg na świeżo skoszonej łące. Warunki obozowiska nie
wszystkim wędrowcom dogadzały. Po wilgotnym poranku, jak wyschły namioty, dalsze
wędrowanie. Kilkakrotne przekraczanie nieczynnej i w wielu miejscach już bez torów linii
kolejowej. Zostały tylko obiekty inżynieryjne przepusty i mosty. Dzienny odcinek to wędrówka
przez teren przypominający podgórze. Meta dzienna w mieście Polanów na terenie miejscowych
szkół, dla odmiany z komfortowym zapleczem sanitarnym. Po odprawie miejscowe władze
przygotowały dla uczestników konkurs krajoznawczy ze swojego terenu i porcję kiełbasy na
ognisko rozpalone przez Organizatorów. Burza która szykowała się w czasie wędrówki dała swoją
siłę i kiełbasa nie doczekała się podgrzania.
W odświeżonym poranku dalej wędrowanie po pagórkach pomorskich. Nocleg na terenie
zespołu szkół leśnych we wsi Warcino, dawnej siedzibie kanclerza Bismarka. Atrakcją wieczoru
występ zespołu artystycznego z Białorusi. Przed wyjściem na dzienny etap zwiedzanie pałacu i
parku. Trasa wiodła do wsi Korzybie. Duża stacja z infrastrukturą z czasów prosperity kolei.
Atrakcją po dziennej wędrówce była jazda drezynami - napędzaną ręcznie i ciągniętą lub pchaną
przez dostosowanego do potrzeb kolejowych MAŁEGO FIATA po nieczynnej linii kolejowej.
Cenna inicjatywa miejscowych pasjonatów. Oby było jak najwięcej takich inicjatyw, dla
zachowania i pokazania młodym.
Przejście do Słupska i poznanie jego zabytków i ciekawostek w czasie oprowadzania przez
samego Komandora to frajda. Szkoda że miejscowy Oddział nie chciał dołączyć do imprezy; było
jakoś nie tak. Takie życie.
Kolejne dni wędrówki nad morze. Po trasie Dolina Charlotty duże założenie z wieloma
funkcjami do spędzania czasu w przypadku niepogody na plaży. Ogrom obiektu z różnymi
funkcjami dla oczekiwanych gości z grubszym portfelem. Na mnie największe wrażenie wywarł
amfiteatr na 10 tys. widzów. A lista występujących artystów pobudza wyobraźnię, jak tam było na
takich występach.
Ustka i jej atrakcje: to trzeba będzie jeszcze innym razem odwiedzić. Po kilku latach
nieobecności widać nowe atrakcje i w porcie - syrenka, i nad kanałem - kładka na zachodnią część
miasta do systemu obronnego z czasów wojny. Biwak w okolicy i po deszczowej nocy spacer przez
plażę do wsi Rowy. Ciekawa historia miejscowości z niestety nieistniejącym żeglarskim
cmentarzem. Za opłotkami Rowów wejście na teren Słowińskiego Parku Narodowego i wędrówki
po ścieżkach dydaktycznych. Atrakcją dnia było zdobycie Świętej Góry Słowińców - Rowokołu.
Panorama z wieży na szczycie dzięki przychylności aury będzie długo we wspomnieniach. Wizyta
w Ośrodku Edukacyjno-Muzealnym dopełniła wiadomości.
Atrakcją kolejnego miejsca noclegowego na kolację pieczony dzik, a na dodatek poranne
mgły i klangor żurawi. Wizyta w Klukach to pamiątka po czasach minionych bez powrotu. Taka
realna historia. Latarnia morska w Czołpinie i wędrowanie po plaży pozwoliło się wyluzować.
Odcinki puste i tylko nieliczni plażowicze świadczyli o istnieniu siedzib ludzkich i ośrodkach
wypoczynkowych w środku sezonu wczasowego. Słoneczko po całodziennej wędrówce zostawiło
na skórze swoje piętno. Łeba powitała gwarem i tłokiem letnich gości.
Powoli rajd dobiegał do mety. Ciekawostką kolejnego dnia był współczesny kościół na
przedmieściu miasta p.w. Św. Jakuba Apostoła, jeden z najładniejszych na trasie Pomorskiej Drogi
Świętego Jakuba. Ostatni nocleg i kolejne częstowanie uczestników tym razem pysznymi
ziemniakami z parnika z omastą śledziowa.
Zakończenie w Lęborku w gościnnych wnętrzach szkolnej sali sportowej. Organizatorzy
częstowali pieczonym strusiem. Na kolejną edycję zaprosili koledzy z Siedlec. O Rajdzie moje
zdanie i opinie uczestników. Gdańscy koledzy, a szczególnie Bąbelki pokazali w praktyce jak
małymi siłami w zgranym zespole, łącząc zapał młodej kadry z doświadczeniem starszych
organizuje się RAJD. Nie będzie łatwym pokonać ich klasę. Może będzie przykładem dla tych dużo
mówiących na trasie i odprawach, co radzą jak być powinno i co jest nie tak. Sami nie podejmują
się organizacji kolejnej edycji, szukając i wymyślając przeszkody na NIE. Kilkanaście osób tych
szybko będących na kolejnym biwaku tłumaczyło się że trasy są za długie. Można dyskutować!
Mamy swój Piechur można napisać swoje zdanie-opinię. Redaktor Naczelny dopuści do druku.
Swoją kolejną relację napisał:
Moje OWRP 2014
Ryszard Bałabuch z Puław
Artykuł pochodzi z wydawnictwa KTP ZG PTTK
"Piechur" nr 44 (79) wrzesień 2014 r.